W ostatnią sobotę spacerowałam po słonecznym warszawskim Nowym Świecie wśród innych psów, wózków z dziećmi i turystów, gdy nagle całe towarzystwo rozbiegło się na boki przed nadjeźdżającą dwójką rowerzystów. Jeden z nich przejechał po prostu po mojej smyczy. Jestem niewielka, ale tym razem postanowiłam coś zrobić. Więc najpierw piszę.
Po pierwsze, fakty. W Warszawie jeżdżenie na rowerze po chodnikach jest nagminne. Szybko. Ryzykując w każdej chwili potrącenie przechodnia, który nie wiedząc, że za nim jest rowerzysta, po prostu nagle skręci do sklepu, pod koła roweru. Czy przejechanie psa, który nawet prowadzony na smyczy po prostu podbiegnie do muru. Na chodniku wszyscy poruszają się z tą samą prędkością, więc nawet ewentualna kolizja kończy się uśmiechem. Spotkanie z rowerzystą do radosnych nie należy. I może skończyć się tragedią.
Po drugie, tłumaczenie. Rowerzyści na Nowym Świecie z rozbrajającą szczerościa powiedzieli, że jadą chodnikiem, bo boją się autobusów. Dobrze, że w tym szalonym mieście autobusów nie boją się kierowcy mniejszych samochodów!
Po trzecie, konsekwencje. W Londynie czy Paryżu nie uświadczysz rowerzysty na chodniku. Kara jest spora a policja bezwględna. Na Nowym Świecie straż miejska i policja “nia widzą” rowerzystów, ale moją kupę wypatrzą na 200 metrów.
Apel więc do miejskich rowerzystów. Wszystkie miasta budują dla Was coraz więcej ścieżek rowerowych, korzystajcie z nich, ale w centrach miast prowadźcie Wasze rowery koło siebie, albo jedźcie odważnie po ulicy, zgodnie z przepisami. Apel do policji – Panie i Panowie, pokaźcie nam, że mamy europejską policję, potrafiącą egzekwować porządek na codzień, zatrzymujcie chodnikowych piratów.
data publikacji 23-07-2012
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj