VINCENT VAN KOT CZYLI KOCIE MALARSTWO
Lata temu trafiłam w jednej z niemieckich gazet na recenzję książeczki „Dlaczego koty malują”. Moje koty nie malowały, ale byłam ciekawa zawartości. Jaka może być odpowiedź na tytułowe pytanie? Czy koty w ogóle malują, czy jest to jedynie chwyt reklamowy, mający na celu zwrócenie uwagi kociarzy na kolejne nieistotne rewelacje, jak te ostatnio ogłoszone przez jednego z badaczy kotów, które cały czas spędzony z kotami sprowadzają do stwierdzenia, że kot mruczy, bo chce jeść - świetne badania... Kiedy poszukiwałam tej książki natrafiłam na jeszcze inną - „Dlaczego malować koty”. Na to pytanie akurat odpowiedź znam - koty są bowiem bardzo atrakcyjnymi stworzeniami, zasługują również na najwyższy szacunek, który my - uległa obsługa - możemy wyrażać poprzez tworzone wizerunki kotów. Czy będziemy tworzyli rzeźby, portrety, filmy, komiksy, czy też książki - nie jest aż tak istotne, ważne byśmy cześć kotom oddawali. Nieustannie. No dobrze, ale co z tym kocim malarstwem, zapytacie? Czy to aby możliwe, by koty malowały? Podobno tak. Na liście najbardziej znanych z malowania zwierząt jest jeden przedstawiciel kotowatych. To ocelot z ogrodu zoologicznego w Phoenix w Arizonie. Ma on na imię Pedfut i maluje nie tylko łapami (jak większośc kotów), ale również pyszczkiem i resztą ciała [
[1]]. Oczywiście są tacy, którzy uważają, że malowanie u zwierząt nie może równać się z malowaniem u ludzi, albowiem zwierzęta nie mają wyższych pobudek, a ich egzystencja ogranicza się do biologiczności. Pojawiają się nawet stwierdzenia, że fakt „poczucia estetyki” u zwierząt sami wymyśliliśmy by mieć czystsze sumienie, by móc zwierzęta uczłowieczać i równać ze sobą. Dlatego kupujemy ich obrazy, organizujemy konkursy i wystawy kocich prac. Być może tak właśnie jest, chociaż i ta teoria ma wiele niejasności.
Co do kotów, zdaniem autorów książki Burtona Silvera i Heather Busch, koty malują. Mają podobnie jak ludzie uzdolnienia w tym kierunku. Oczywiście nie każdy kot musi chcieć malować, jak i nie każdy człowiek musi być artystą. Warto jednak spróbować. Próbę taką można podjąć z zestawem, który nazywa się Kitty Casso Paint Kit [
[2]]. Jak dla mnie nie do końca jest to zestaw rozwijający kocie zdolności artystyczne, bowiem jest to raczej zabawa w rozcieranie farb pod folią, które to my wyciśniemy, a później np. z pomocą laserka poinstruujemy kota, jak te farbki ma porozcierać [
[3]]. Nazwałabym to bardziej zabawą z kotem, interakcją o charakterze artystycznym, niż kocim malarstwem. Producenci jednak dopatrują się w tych działaniach czegoś kreatywnego, więc nie będę ich wyprowadzała z błędu. Bardziej interesuje mnie to, czy faktycznie koty malują i jak rozpoznać taki talent u kota? Z tym rozpoznawaniem talentu może być różnie, ale autorzy książki wskazują nawet na kształt i sposób w jaki koty znaczą terytorium. Należy więc uważnie przyglądać się zarówno kształtowi wydrapanych przez kota dziur w meblach, śladom pazurów na twardszych powierzchniach, podartym papierom, pogryzionym przedmiotom również… Ważnym miejscem obserwacji może stać się również kuweta lub nasza wycieraczka, na której koty będą składowały dary w postaci martwych myszy (lub innych stworzeń), zwykle układając je w jakimś kształce. Już widzę, jak część osób stwierdza, że faktycznie tekst mój jest wybitnie dla wariatów od kotów, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie dokona tak dalece posuniętych nadinterpretacji względem kształtu wydrapanej dziury w kanapie! I zapewne ta część osób będzie miała rację, z małym wyjątkiem na te wszystkie koty, które faktycznie mają własne poczucie estetyki i ich działania układają się w pewne dość konkretne wzory. Jeśli już przy wydrapywani jestem - zachęcam do zapoznania się z pewnym kotem, którego prace wiszą w galeriach [
[4]], może wtedy będzie Wam łatwiej dostrzegać kocie talenty.
Można spotkać czasami osoby, które malują i stwierdzają, że ich koty także uczestniczą w tych działaniach. Można nawet powiedzieć, że oczekują one od swoich opiekunów rozwieszania kartonów i szykowania miejsca do pracy. Taką ciekawostkę stanowi bardzo krótki filmik, który nie wiem na ile jest autentyczny, ale prezentuje kota podcza pracy [
[5]], w części drugiej zaś jego opiekunkę opowiadającą o nowych upodobaniach kolorystycznych milusińskiego [
[6]]. Jeśli więc ufać filmowi i materiałom zawartym w książce możemy śmiało stwierdzić, że koty malują. Co prawda znacznie trudniej stwierdzić, czy kot chce malować, czy ma uzdolnienia, czy jest amatorem, czy prawdziwym artystą z krwi i kości. Nie powinno to jednak przeszkadzać nam w podejmowaniu prób zainteresowania kota sztuką. W sumie może lepiej, żeby malował, niż miałby np. grać na jakimś instrumencie lub śpiewać - o czym już wspominałam przy okazji tekstu o kociej muzyce. Tak czy inaczej musimy pogodzić się z tym, że nasz kot może zostać malarzem.
Silver i Busch swoją prezentację rozpoczynają od historii pewnego radzieckiego programu telewizyjnego z 1978 roku, w którym pewien Birmańczyk malował. Jednak zaraz po tym wstępie przechodzą do prawdziwej historii kociej sztuki i wskazują na jej pierwsze znane nam przykłady pochodzące z przed około 5000 lat p.n.e. - są to egipskie zwoje z charakterystycznymi kocimi znakami (odciski łapek). W roku 1990 odkryto w jednym z grobowców dwie zmumifikowane kotki noszące zawieszki z ozdobnymi znakami, a między ich łapami znajdowały się papirusy pogrzebowe, także ze śladami kocich łapek - te kocie obrazy datowane są na około 3000 lat p.n.e. Zastanawiają mnie jednak bardziej wizerunki kotów na zawieszkach i na zwojach - te koty zawsze siedzą lub stoją na tylnych łapach opierając się o coś… Jakby malowały… Malowidło na ścianach grobowca w Deir el-Medinie z 1250 r. p.n.e. przedstawia kota, który maluje - jego łapa jest brudna od farby, a na ścianie jest typowy koci odcisk, na ziemi zaś znajduje się coś, co przypomina pojemniki z farbami. Istnieją również inne dowody na to, że koty malowały - np. ilustracja z Białą Królową z 1430 roku, która trzyma w rękach pojemnik z farbą, a jej kot Betrug macza w pojemniku łapę by znaczyć suknię królowej. Inną ilustracja jest średniowieczny obrazek pochodzący z manuskryptu (około 950 r.). Przedstawia on dwa koty, z których jeden maluje, drugi zaś zajęty jest prawdopodobnie prezentowaniem sposobu przemiany zamkniętego w klatce ptaka i śpiącego psa w złoto. Z 1901 roku pochodzi japońska akwarela przedstawiająca kotkę Otakki podczas malowania. Podobno była to kotka, której zdolności stały się na tyle słynne, że sprowadzały do sklepu jej opiekuna wielu klientów. Stąd też wziął się popularny symbol stawiany do dziś w oknach sklepów - Maneki Neko - czyli malujący kot, który oznacza w Japonii po prostu dobrą obsługę. Z czasów wiktoriańskich zachował się plakat dotyczący kota o imieniu Mattisa. Rudzielec w latach osiemdziesiątych XIX w. zasłynął z malowania - jak to twierdziła jego opiekunka Pani Broadmoore (która w zasadzie była tylko ucharakteryzowanym mężczyzną nazywającym się James Blackmun) - portretów osób znajdujących się na widowni.
Autorzy książki wskazują na sceptyczne podejście biologów do związku między „zachowaniami znaczącymi” kotów, a estetycznymi motywami. Jednak należy mieć na uwadze bardzo różne badania prowadzone w ciągle rozwijającej się dziedzinie, jaką jest psychologia zwierząt. Jeszcze parę lat temu wielu biologów było skłonnych twierdzić, że koty (czy inne zwierzęta) nie są zdolne do poświęceń, nie doznają traum psychicznych itp. Każdy opiekun zwierząt wie, że nie jest to prawda - o czym mogła przekonać Was już choćby lektura części tekstów dotyczących słynnych kotów, które swoją sławę zawdzięczały właśnie faktowi ratowania swoich opiekunów z opresji, jeżeli zwierzęta są pozbawione wyższych uczuć i nie myślą - dlaczego potrafią zachowywać się odważniej niż nie jeden człowiek? Oczywiście nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że koty są estetycznie wrażliwe i nie wszystko ma związek z instynktownymi zachowaniami związanymi ze zwykłym znaczeniem terenu. Sama co prawda zauważyłam, że koty mają ulubione kolory ubrań, kocy i tkanin, na których kładą się, by ładnie wyglądać. Zauważyłam również, że czasami sposób, w jaki zostawiają ślady na drapanej powierzchni wcale nie jest taki chaotyczny i przypadkowy. Dopuszczam więc możliwość, że koty nie tylko znaczą teren, ale robią to w sposób świadomy, charakterystyczny dla danego osobnika i odpowiadający jego sposobowi ekspresji. Co do malowania - nie wiem, jeszcze nie próbowałam. Czy raczej - one nie próbowały.
Jak koty przedstawiają świat na swoich obrazach? To pytanie bardziej dla krytyków kociej sztuki i badaczy tematu, jednakże Busch i Silver starają się wyjaśnić temat na tyle na ile jest to możliwe. Przede wszystkim uważają, że kocie malarstwo jest w wielu przypadkach „odwrócone”. Kot nie maluje rzeczy jakimi są, maluje rzeczy w ujęciu o 180 stopniu odwróconym, czyli do góry nogami. Taka praktyka to „inwertyzm”. Istnieją jednak i inne np. „punkty harmonicznego rezonansu”… Z jednej strony autorzy książki prezentują zdanie biologów w temacie interpretacji konkretnych kocich działań, z drugiej jednak tłumaczą, że mimo sceptycyzmu działania te nie mają za dużo wspólnego z zachowaniami instynktownymi i nieprzemyślanymi. Tym bardziej, że wiele kotów podczas malowania, bądź tuż przed rozpoczęciem... Mruczy.
Druga część książki pościęcona jest działaniom piętnastu znanych malujących kotów. Koty zostały wybrane tak, by zaprezentować jednocześnie charakterystyczne style malarskie. Znaleźli się tutaj: Wong Wong i Lu Lu - malujące w duecie; Purrtle - bio-interakcjonista; Pepper - portrecista; Smokey - romantyczny wielbiciel sielskich krajobrazów; Oedipus - malarz podbiebnych krajobrazów; Misty - formalna ekspansjonistka; Ginger - neo-syntetyk; Princess - fragmentalistka pierwiastkowa; Charlie - peryferyjny realista; Bootsie - trans-ekspresjonista; Tiger - spontaniczny redukcjonista; Minnie - abstrakcyjna ekspresjonistka; Manky - wyznawca abstrakcji taksonomicznej i Rusty - psychometryczny impresjonista. Na koniec można zapoznać się jeszcze z innymi aktami artystycznej ekspresji - takimi, jak wspomniane już darcie mebli, wzory na piasku w kuwecie itp. Książeczka ma lekki ton, z delikatnym przymrużeniem oka (które i u mnie jest obecne), daje jednak możliwość przemyślenia pewnego tematu, a nie doczekał się on jeszcze naukowego opracowania.
Nie wiem na ile kocie wariactwo opętało Was, ale ja zamierzam sprawdzić, czy moje mruczki chcą i lubią malować. Później jeśli okaże się, że są zachwycone - zweryfikuję, czy reprezentują jakąś z prezentowanych w książce stylistyk. Być może moje koty stworzą jakiś nowy styl, dzięki któremu autorzy książki będą musieli napisać kolejną jej część? Skoro więc wyjaśniło się już - „dlaczego koty malują” i wiemy „dlaczego malujemy koty” - warto zgłębić ten drugi aspekt i sprawdzić „jak malujemy koty”. Szykuje się bardzo obszerne spotkanie...
data publikacji 04-10-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja