(Wywiad z Łucją Lange, teatrologiem, kulturoznawcą, fotografikiem i redaktorem alternatywnego magazynu internetowego. Prowadzi fotograficzną akcję społeczną "Mój kot ma dom".)
Sonia Baron-Mierzwa: Jakie ma Pani koty, skąd się wzięły w Pani życiu?
Łucja Lange: Kotowatość zawsze gdzieś we mnie siedziała. Ale dopiero w wieku lat czternastu przyniosłam do domu pierwszego kota, adoptowanego od koleżanki ze szkoły. Od tej pory kot w moim domu stał się domownikiem koniecznym (poza psami, żółwiem i papugą). Pożegnałam wielu z moich podopiecznych od tego czasu.
Aktualnie mam tylko dwa koty - oba przygarnięte. Lilianę w grudniu 2007 roku wzięłam od starszej pani, która przesiadywała w podziemiach pod Centralem zbierając datki na swoje psy i koty. Ktoś podrzucił jej młodą kotkę, a ona nie miała środków by ją utrzymać wraz z resztą swoich podopiecznych. To czarna, dość duża dziś kotka, bardzo błyskotliwa i średnio skora do przytulania się. Leopold jest prawdopodobnie w jej wieku. Dołączył do nas w grudniu 2012 roku. Pochodzi z adopcji poprzez fundację. Jest to kocurek po przejściach, ma swoje traumy. Możliwe, że był rozpłodowcem w nielegalnej hodowli kotów rasy neva masquerade. Pracuję nad jego lękami i atakami agresji. To piękne, spore, włochate kocisko o błękitnych oczach wlepionych przez większość czasu we mnie...
SBM: Skąd się wziął pomysł akcji? Efekt przemyśleń, czy też stało się coś co Panią pchnęło do akcji?
ŁL: Akcja społeczna "mój kot ma dom", była początkowo czymś w rodzaju daru dla fundacji, dla której wykonywałam zdjęcia. Osobiście uważam, że nadal za mało w ludziach świadomości i odpowiedzialności za podopiecznych. Mamy znikomą wiedzę na temat zwyczajów zwierząt, sposobu ich pielęgnacji, dbania o ich zdrowie itp.
Często wydaje nam się, że zwierzę ma obowiązek nie zawadzać, ładnie wyglądać i bawić się z nami. Jeśli sprawia problemy, jest inne niż oczekujemy, przerastają nas nieoczekiwane kłopoty zdrowotne - pozbywamy się go. Chciałam pokazać, że mimo wielkiej różnorodności charakterów zwierząt (bo mają one indywidualne charaktery) istnieją osoby, które z sukcesem sprawują opiekę nad kotami. A najlepiej pokazać takie rzeczy za pomocą zdjęć z krótką historyjką. Ponieważ ograniczanie się jedynie do kocich adopcji uważam za krzywdzące względem innych zwierząt z nastaniem drugiej edycji poszerzyłam akcję w aspekcie zasięgu terytorialnego (cała Polska) oraz w aspekcie bohaterów.
Dlatego druga edycja to także psy, ale i otwarcie się na każde inne stworzenie, które można przygarnąć. Przy czym moje podejście do tematu adopcji może wydać się dziwne o tyle, że również zakup psa czy kota rasowego uważam za... adopcję. Ponieważ nie jesteśmy rodzicami naszych zwierząt, decydując się świadomie na kompleksową opiekę nad swoimi podopiecznymi zawsze stajemy się ich rodziną adopcyjną.
W obecnej chwili powoli kończymy drugą edycję i planujemy działania związane z trzecią, która zapewne ruszy we wrześniu. Piszę "my" ponieważ w akcji biorą udział fotografowie z różnych miejsc w Polsce. Ja fotografuję w Łodzi i okolicach, Iwona Stepajtis w Warszawie i okolicach, Katarzyna Jaśkiewicz w Pruszkowie, Podkowie Leśnej, Milanówku i Grodzisku, Agnieszka Adamczak w Poznaniu, Szymon Siwak w Policach i Poznaniu, a Joanna Jankowska w Trójmieście. Każda z osób jest związana z fotografią, część prowadzi także swoje akcje i strony poświęcone zwierzętom.
Łucja Lange / Łódź
https://www.facebook.com/pages/LangeL/157503154271892
Iwona Stepajtis / Warszawa
https://www.facebook.com/zwierzakompstryk
Kataryzna Jaśkiewicz / Pruszków, Podkowa Leśna, Milanówek, Grodzisk
https://www.facebook.com/smok.waclaw
Agnieszka Adamczak / Poznań
https://www.facebook.com/AgnieszkaAdamczakPhotography
Szymon Siwak / Police, Poznań
https://www.facebook.com/pages/anapt/103847786374596
Joanna Jankowska / Gydnia, Gdańsk, Sopot
https://www.facebook.com/TrocheInneZdjecia
SBM: Co chce Pani osiągnąć prowadząc tą akcję?
ŁL: Jak już wspomniałam, zależy mi na pokazaniu osobom, które będą chciały zdecydować się na posiadanie zwierzaka, że to cudowne ale i bardzo wymagające doświadczenie. W drugiej edycji byłam na spotkaniu z kotkiem chorym na FIV czyli koci HIV. Wiele osób nie zdecydowałoby się na adopcję takiego kota, ale są takie które mimo problemów decydują się na taki krok - i to właśnie uważam za wartość akcji. Pokazywanie, że zwierzęta są członkami rodziny i tak należy o nich myśleć kiedy decydujemy się na adopcję.
SBM: Jaki jest Pani największy sukces? Porażka w trakcie akcji?
ŁL: Za sukces uważam wyjście poza Łódź z akcją, rozszerzenie działań na inne miasta. Porażką niestety jest nadal frekwencja. Mimo iż swoją pracę (fotografie dla opiekunów) oddajemy za darmo w ramach akcji w pierwszym momencie zgłasza się cała masa osób, które później nie znajdują czasu na umówienie się na spotkanie. To duży problem, bo akcja sama w sobie bez spotkań niczego nie zmieni. A przebudzenia chętnych następują zwykle kiedy akcja się zakończy. Teraz np. spodziewam się wysypu zainteresowanych w lipcu... Do września prawdopodobnie już zdołają zapomnieć.
SBM: Jaka rzecz w stosunku do zwierząt przeszkadza Pani w Polsce najbardziej?
ŁL: Nie dzielę podejścia do zwierząt na kraje. Są rzeczy, których nie umiem zaakceptować generalnie. Np. testy na zwierzętach, zabijanie zwierząt celem zmniejszenia ich populacji, polowania, brak kar dla odób znęcających się nad zwierzętami, zabobony dotyczące zachorowań odzwierzących - każdy z tych tematów jest skomplikowany i wymagający, nie są to bowiem same hasła. Jednak najbardziej przeszkadza mi brak świadomości - także mojej własnej, brak powszechnie dostępnych źródeł informacji, darmowych szkoleń - stąd szerokim strumieniem płynie niewiedza i jest ona zagrożeniem.
SBM: Kto Pani zdaniem jest wart naśladowania w tym co robi dla zwierząt i dlaczego?
ŁL: Każda osoba, która uważa siebie za równą innym istotom na ziemi (nie lepszą) jest godna podziwu, a jeśli jednocześnie taka osoba jest gotowa do pomagania zwierzętom, poświęcania im swojego czasu i energii - to uważam, że warto taką osobę naśladować. Podziwiam wiele osób za ich działania - bo cenię szczerość inicjatyw. Często nie interesuje mnie, co mówią inni, zakładam bowiem że dobro leżało u podstaw ich działań (nie zaś chęć zysku).
SBM: Gdyby Pani miała milion złotych, na co by je Pani przeznaczyła dla poprawienia losu zwierząt?
ŁL: Milion złotych to pewno byłoby nadal mało, ale chciałabym żeby zlikwidowano schroniska dla zwierząt i stworzono małe domy opieki dla zwierząt porzuconych, bezdomnych, zaginionych, starych, niedołężnych. Takie domy opieki miałyby maksymalnie do dwudziestu zwierząt (w zależności od ich gabarytów), by każde mogło dopchnąć się do kolan opiekuna. W takich domach zwierzęta miałyby odpowiednią opiekę i warunki by żyć, a w przypadku gdyby znalazł się amator adopcji - mogłyby zostać adoptowane by zyskać swój własny dom. Tak, żeby mogły uczestniczyć później w spotkaniu dla akcji społecznej "mój kot ma dom".
SBM: Dziękujemy za rozmowę i podpisujemy się czterema łapami pod Pani akcją!
facebook: https://www.facebook.com/ASMKMD
blog: http://mojkotmadom.blogspot.com/
data publikacji 05-07-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj