Głównym powodem, dla którego złożyłem akces do Milionów Przyjaciół, jest pragnienie, by strona ta pomogła ulżyć milionom przyjaciół zdradzonych przez człowieka i wesprzeć tysiące dbających o nie ludzi. Mówiąc krótko – by zahamować, a w przyszłości położyć kres zjawisku bezdomności psów i kotów.
O wielu aspektach tego haniebnego fenomenu piszę jako Kociarz Umysłów. Tu chcę dołożyć kilka zdań, które zdemaskują jeden z uporczywie pleniących się mitów na temat suk i kocic. Podobnie bowiem, jak wolontariusze, działacze fundacji prozwierzęcych, pracownicy dobrych schronisk – jestem głęboko przekonany, że bezdomności i tragedii porzuconych zwierząt może skutecznie zapobiec jedynie obowiązkowa, powszechna sterylizacja absolutnie wszystkich – bezdomnych i domowych – psów i kotów, z wyłączeniem zwierząt rodowodowych.
Bo to raz w życiu słyszeliśmy, że „nie sterylizowałam jeszcze mojej kotki, bo podobno przynajmniej raz musi mieć małe”? „Tę suczkę może wysterylizuję, ale niech chociaż raz urodzi”?
Przybywanie kolejnych szczeniąt i kociąt, nawet w domowych pieleszach, o czym nie chcą wiedzieć ich „kochający zwierzęta” właściciele (a tak naprawdę kochający własne zwierzęce aktywa, czyli samych siebie) – powiększa problem bezdomności. Każde urodzone w domu zwierzątko odbiera szansę na adopcję innemu, które widzi świat zza prętów klatki i je często przeterminowaną (bo tak jest taniej) karmę.
Ktokolwiek będzie nam wmawiał, nawet weterynarz, że „suka/kotka przynajmniej raz musi urodzić”, pamiętajmy – ów ktoś, nawet weterynarz, jest idiotą albo szują. A z pewnością nie miał do czynienia z dramatem schroniskowych czworonożnych banitów, wygnanych z naszych serc. Gdyby popracował tam choćby dzień, przyłączyłby się do chóru wołających o sterylizację. Bowiem właśnie schroniska są jednym z rezultatów braku programu sterylizacji.
Wiem, walka nie będzie łatwa. Nie może być, skoro nawet inicjator powstania Parlamentarnego Zespołu przyjaciół Zwierząt, poseł Marek Suski, powiedział mi dwa lata temu: „Moja suka jest pilnowana, a w razie czego są pigułki na zagłuszenie cieczki. Zresztą każdy właściciel wie, że pies po kastracji traci osobowość”.
Cóż to takiego ta „osobowość”? Że nie będzie chciał na spacery? Że oflaguje się i piłeczki nie przyniesie? Że zacznie pić tylko cienkie wino i przez słomkę? Czy może zacznie pisać rzewne nokturny, zamiast raźnym szczekiem grać fanfary?
U psa/suki, u kocicy/kota okres spokoju hormonalnego to norma, a nie wybryk natury, wywołany „okaleczeniem”. Kastracja czy sterylizacja nie wpływają na ich naturę. Za to przynoszą masę innych dobrodziejstw, o których gdzie indziej.
Innym antyulubieńcem moim są rechotliwie wypowiadane (przez panów głównie) słowa: „Ja tam mojego nie wykastruję. Niech ma chłop radochę w życiu i sobie trochę w parku pochędoży”.
Typowe uczłowieczenie, projekcja własnych doznań na podopiecznego. Kopulacja u zwierząt, nawet tak stowarzyszonych z ludźmi jak psy czy koty, nie wiąże się z naszym rytuałem, z naszym dążeniem do rozkoszy i jej doświadczaniem, ba, nawet z potrzebą macierzyństwa! To genetyczny przymus, atawistyczne przedłużanie gatunku, a nie radosny seks.
A niejeden świadomy weterynarz doda, że posiadanie bądź nieposiadanie potomstwa nie ma żadnego wpływu na rozwój psychiczny suki czy kocicy. Czyli na jej „osobowość”. Za to przed iloma chorobami sterylizacja je uchroni?
To jedna z najlepszych rzeczy, jakie możemy zrobić dla naszych zwierzaków – wysterylizować je. Sterylizowane psy i koty żyją dłużej, są wolne od regularnego okresu godowego oraz od wielu chorób (nowotwory gruczołu mlekowego, ropomacicze, rozrost prostaty). Są nadal żwawe i radosne, za to ich zachowanie staje się mniej uciążliwe dla właścicieli i otoczenia. A przy okazji zrobimy też coś bardzo ważnego dla tych niczyich.
data publikacji 13-08-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj