Postawy ludzi względem zwierząt są rozmaite. Niektórzy w ogóle nie przejmują się zwierzętami i przed Bożym Narodzeniem spokojnie kupują żywe karpie, pakują je do plastikowych torebek, z tak zapakowanymi karpiami robią jeszcze dalsze zakupy, albo wracają do domu. Ludzi ci w ogóle nie zajmują się kwestią taką, czy te kupione i zapakowane do plastikowych torebek karpie cierpią. Mówiąc najogólniej, wielu ludzi nie przejmuje się zwierzętami w jakimkolwiek kontekście (może poza tym, czy upieczony schab jest smaczny), a są i tacy, którzy zaprzeczają, że zwierzęta mogą mieć jakiekolwiek emocje i żywić jakieś uczucia.
Donald Griffin w książce „Umysły zwierząt” stawia pytanie następujące: „Co doprowadziło do tak głębokiej przepaści między potoczną opinią, że przynajmniej niektóre zwierzęta myślą i czują, a poglądami reprezentowanymi przez większość naukowców, którzy zajmują się badaniem zachowania zwierząt?”
Griffin wydał swoją książkę w roku 1992, a w roku 2007, czyli 15 lat później, książkę zatytułowaną „O zakochanych psach i zazdrosnych małpach” opublikował Marc Bekoff. I Bekoff już stwierdza, że dzisiaj trudno znaleźć naukowca, który zaprzecza temu, iż zwierzęta przeżywają emocje, że w ogóle żywią jakieś uczucia. Da się zatem zauważyć jakiś postęp i dobrze.
Pytań o to, czy zwierzęta przeżywają jakieś emocje, nie zadają ludzie, którzy ze zwierzętami żyją na co dzień. Ludzie ci wiedzą, że zwierzęta, jeśli chodzi o emocje, są bardzo podobne do ludzi, którzy też są przecież zwierzętami. Temple Grandin, która wie mnóstwo o zwierzętach, a o krowach wie najwięcej na świecie, podtytuł jednej ze swoich książek dała taki: „Zwierzęta kochają inne zwierzęta”.
Weźmy kociarzy. Otóż kociarze trzymają w domu koty. Kupują tym kotom jedzenie; suche, mokre, a do tego jakieś smakołyki. Kupują też kotom zabawki. Przecież wiadomo, jak wygląda dom, w którym są koty. W takim domu jest drapak, najlepiej jak najbardziej rozbudowany, jakiś tunel, jakiś kartonowy domek, na podłodze sznureczki, piłeczki, gumki od słoików i inne cuda. Kociarze dbają o swoje koty – pieszczą je, pozawalają im spać na łóżku, wożą do weta, szczepią, odrobaczają, a jak trzeba, to leczą. Jedna z moich kotek ma cukrzycę, więc badamy jej poziom cukru i dwa razy dziennie podajemy insulinę. Wszystkie te rzeczy kociarze robią dla kotów, a robią dlatego, że kochają koty.
Moim zdaniem to, że ludzie kochają zwierzęta, jest bardzo piękne, ale nie wszyscy podzielają moje zdanie. Przeczytałam kiedyś na jakimś blogu, jak to pewna kociara opiekuje się swoim kotkiem: dba o właściwą dietę, a poza tym ładuje masę pieniędzy w leczenie kota, bo kot choruje. W komentarzu pod tym wpisem pewien uczony pan stwierdził, że to aberracja zajmować się kotem tak pieczołowicie, kiedy na świecie mnóstwo dzieci głoduje. Ten pan postrzegał świat tak, jakby był pewien, że najważniejsi są ludzie, no więc odpisałam mu tak: „A co, jeśli ten kot, którego dziewczyna leczy, jest kotem biorącym udział w felinoterapii, czyli kotem, który pomaga leczyć dzieci?”
Wiecie, jak mi odpisał ten pan? No jasne, że wiecie – w ogóle nie odpisał.
data publikacji 04-12-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj