Dziwi mnie takie pytanie i w związku z tym zacznę w tonie tych, którzy pytają- bo oszczędniej. Na szczeniaka, a szczególnie rasowego trzeba wyłożyć niezłą sumkę. Tak samo jak lepiej kupić ciuch w second hand niż markowym sklepie. Taniej.
Ci, którzy w wyborze psa kierują się modą, czy snobizmem powiązanym z wygodą w ogóle nie powinni przyjmować zwierzęcia pod swój dach. Bo tak naprawdę przyjmujemy je przede wszystkim do serca. Dach to sprawa oczywista, ale serce to podstawa. Dużo się mówi o empatii. Co to jest?
Słownik podaje- uczuciowe utożsamianie się z inną osobą i wywoływanie w sobie uczucia, które ona przeżywa. Czy często staramy się wczuć w sytuację tych, którym dzieje się krzywda? Na pewno nie, bo inaczej w nie byłoby na świecie tyle zła. Takie współodczuwanie jest bolesne, a my nie lubimy bólu. Jesteśmy zbyt „wrażliwi”.
Wiele razy słyszałam- Ja nie mogę iść do schroniska, zbyt mocno to przeżywam. Zawsze odpowiadam- Rozumiem, więc jak zachorujesz i będziesz cierpieć nie oczekuj pomocy, bo może to być zbyt trudne dla twoich bliskich. Zapominamy jednak, że empatia nie dotyczy tylko cierpienia, bowiem gdy nadchodzi szczęście też można je dzielić. I tu leży tajemnica wyższości adopcji nad kupnem.
Kilka lat temu wizytowałam pewne schronisko. Rozpacz biła z każdego kąta. W domu było już osiem psów i dziewięć kotów, ale po wejściu do budynku poczułam , że nie wyjdę sama. Piętrowe klatki, tłok i smród. Na samym szczycie mała klateczka jak dla królika. Stała na wysokości moje twarzy. W środku oczy. Spojrzały z pytaniem- czy to po mnie przyszłaś? Nie mogłam odpowiedzieć- nie. Lusia.
Pół roku siedziała w klatce, w której nie mogła rozprostować nóg. Nie umiała chodzić. Wykonywała ruchy przypominające atak epilepsji. Nie szczekała, udawała głuchotę, tylko oczy mówiły- ratuj! Na początku było trudno , ale już po kilku miesiącach zaczęła się otwierać. Gdy uśmiechnęła się pierwszy raz szczęście weszło do naszego domu frontowymi drzwiami.
Dziś biega jak sarna, szczeka jak syrena alarmowa i jest naprawdę piękna. Znajomi, którzy widzieli ją na początku nie chcą wierzyć, że to ten sam pies. A my? Puchniemy z dumnego szczęścia. To przecież nasza Luśka. Z Poldkiem było podobnie. Nikt go nie chciał, bo miał ze „sto” lat. Nie wierzył, że może go spotkać coś dobrego. Już dawno przestał czekać. No, chyba, że na śmierć. Po przyjeździe do domu stanął w kącie i trwał tak z godzinę. Jedyne czego się spodziewał to cios. Dlatego uchylał się przed każdym głaskiem.
Byłam uparta. Tuliłam, całowałam starą głowę i podtykałam smakołyki. Nie umiem Wam wyrazić szczęścia jakie poczułam, gdy stare, bezzębne szczęki zaczęły zachęcać moją dłoń do zabawy. Poldek chciał się bawić! To nic, ze ledwo łaził i potykał się na każdym występie. To nic, że oczy pokryte bielmem, a uszy wyłapałyby tylko bombę atomową, serce rozpierała radość i chęć życia. Zaraził mnie tym.
To dzięki niemu wiem, że wszystko jest możliwe. Takich przykładów mogę podawać dziesiątki. Wszystkie moje zwierzęta są z nieszczęścia. Ktoś mógłby sądzić, że to z mojej strony jakieś wyrzeczenie. Z całą odpowiedzialnością twierdzę, że jest odwrotnie. To co dostałam od adoptowanych zwierząt jest niewymiernie ogromne.
Przede wszystkim wiem, że naprawdę jestem potrzebna. Wiem, że uratowałam im cały świat. Wiem, że kocha mnie dwadzieścia serc. No i oczywiście mam najpiękniejsze psy i koty.
Banie się adopcji, to jak strach przed podaniem ręki komuś kto za chwilę spadnie w przepaść. Nie, to zły przykład. Przy adopcji nie ma ryzyka, że pociągnie nas za sobą.
Dorota Sumińska
data publikacji 09-12-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj