Moja pierwsza myśl, gdy zostałam poproszona o napisanie tekstu o adopcji zwierząt to: „rany, przecież ja już wszystko powiedziałam!”. Moja druga myśl: „ oprócz tego... i tego... i tego...”.
Zacznę więc od tego: kilka lat temu zdałam sobie sprawę z tego, że moje szalone życie było na tyle stateczne, by znów mieć psa. Mieszkałam od kilku miesięcy w Warszawie, zadzwoniłam od koleżanki, która zamiast do hodowli wysłała mnie na Paluch. To była moje pierwsza wizyta w schronisku, moje pierwsze łzy, mój pierwszy adoptowany psiak - Rocky.
Nie będę was zanudzać kilometrowymi przemyśleniami, bo kto by to chciał czytać, ale ten dzień zmienił i zaczarował moje życie.
Psiarą byłam zawsze (to chyba genetyczne), od dziecka kochałam zwierzęta, ale miłość to to coś, co ma wiele odcieni.
Dziś, mój odcień miłości jest koloru rozmerdanego.
Gdy Rockuś zamieszkał z nami byłam z siebie dumna. Nie dlatego, że „heroicznie uratowałam go od schroniskowych krat”, wynagradzałam osiem miesięcy pobytu za kratami spacerami, rozpieszczaniem, i pozwoliłam spać w łóżku (bo niby gdzie indziej?).
Byłam dumna, ludzie zachwycali się moim kudłaczem i robili taaaaaakie oczy jak mówiłam, że to nie rasowy pies a kundel i w dodatku z odzysku. Staliśmy się jednym organizmem. Gadałam o adopcjach jak nawiedzona, odwiedzałam szkoły, pisaliśmy bloga, występowaliśmy w telewizji, stworzyliśmy autorski program „Psie adopcje i nie tylko”.
Po jego śmierci adoptowałam Hackera. Zupełnie innego i identycznego. Jednego byłam pewna: przy moim trybie życia (praca, serial, podróże) nie mogę mieć dwóch psów. Jak to zwykle bywa- ja wiedziałam jedno, a życie drugie...Pewnego styczniowego wieczoru do mojego domu wpadł Mr Jocker. Z charakteru i wyglądu nie miał nic co (rzekomo) najbardziej kocham w psach. To nie był „mój pies”.
Nie jest kudłaczem, jest super mega ogromnie aktywny, rozrabia na potęgę, wypił wódkę, ukradł ser, z wyglądu i charakteru przypomina Jack Russel Terrora (nie mylić z terierem!), ale na zewnątrz było minus dwadzieścia parę stopni. Został. Chłopcy, jak na porządne psy przystoi ,DOGadali się od razu.
Nie lubię określenia „niczyj” pies. Żaden pies nie jest „niczyj”. Jest „NASZ”. To my jesteśmy za nie odpowiedzialni. To my nie powinniśmy ich nieodpowiedzialnie rozmnażać – choćby dlatego, że za schroniskowymi kratami na miłość czeka 100.000 naszych psów.
Adopcji nie należy się bać. Trzeba po prostu odpowiednio wybrać sobie czterołapkowego towarzysza życia. Czy ktoś ożeniłby się z pierwszą lepszą osobą? Nie. Psa również trzeba wybrać. Ocenić jaki styl życia prowadzimy -kanapowy czy sportowy? Różne psy mają różne potrzeby. Trzeba rozmawiać z wolontariuszami, dowiedzieć się od nich jaki wybrany przez nas ogon ma charakter.
Można wyprowadzić psa na spacer, raz, drugi, trzeci. Poznać się. Dać czas sobie i psiakowi. Jeśli chcemy psa rasowego, trzeba pamiętać, że RASOWY=RODOWODOWY.!.
Naszym obowiązkiem jet poznać daną rasę. Zgłębić jej charakterystykę – nie tylko estetyczną. Ja naprawdę staram się być spokojna i opanowana, ale jak następnym razem spotkam rodzinkę, która chce oddać doga bo urósł i jet większy niż myśleli (!), to ugryzę – a nie byłam szczepiona przeciw wściekliźnie.
Nie kupujemy psa bez rodowodu bo to nielegalne, nieetyczne, okrutne i po prostu głupie, a głupi człowiek nie powinien mieć psa! Nielegalne tzw pseudohodowle to fabryki szczeniąt. Suki rodzą co cieczkę, psy mieszkają w klatkach, nie mają nawet imienia – bo są do „produkowania” szczeniaków a nie do kochania.
Kupując z takiego miejsca nie ratujemy tego psa - bo popyt i podaż to dwaj kumple! Ty kupisz dziś, jutro ktoś inny, krwawy biznes się kręci.
Jeśli nie czujemy się na siłach by pójść do schroniska, można adoptować psa z tzw domu tymczasowego, można takim domem zostać. Trzeba się chwalić adoptowanym psem. Wykapać, wyczesać, rozkochać i pokazać światu : to jest mój pies. Piękny, prawda?
Nasz pies jest pewnego rodzaju świadectwem, jeśli będzie wspaniały ( a to zależy od nas...) adopcją zarazimy sąsiadkę, siostrę czy panią z parku. Bo adopcja to zaraza, wirus taki, na który odporni są tylko ci, co na psa po prostu nie zasługują.
I na koniec, nasze motto- tak na otarcie łez, gdy wyjdziecie już ze schroniska czując się podle, bo wzięliście jednego psiaka a tam został tysiąc:
„Adoptując jednego psa, nie zmienisz świata, ale zmieni się świat dla tego jednego psa”.
Katarzyna Pisarska
Hacker & Jocker
data publikacji 06-01-2015
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj