Fascynujące w zwierzętach jest to, jak doskonale potrafią wyczuwać ludzkie uczucia. Wiedzą, kiedy dzieje się coś złego, perfekcyjnie rozszyfrowują chwilowy stan ducha z całej palety emocji, jaką dysponujemy. Co ciekawsze, wypracowały sobie niezły asortyment reakcji i potrafią z niego skorzystać w zależności od sytuacji.
Mówi się, że wszystko to ma służyć naturalnemu instynktowi przetrwania. Mogę się z tym zgodzić, jednak miewam również własne teorie przy tego typu stwierdzeniach.
Zastanawiając się nad stosownym wytłumaczeniem pewnych zachowań moich psów, dochodzę niekiedy do wniosku, że kompletnie mija się to z celem.
Gdy po skaleczeniu się, próbowałam opatrzyć zraniony palec, Gudi podbiegła do mnie w podskokach, radosna, jak co dzień. Zbliżywszy się jednak natychmiast zamarła i w skupieniu, z niejakim zatroskaniem przyglądała się moim czynnościom. "Widzisz, co mi się stało?", spytałam z rozbawieniem i pokazałam psinie oklejony palec. Ta zaczęła machać ogoniskiem, tłukąc nim o łazienkowe sprzęty i mruczeć swoim zwyczajem. Po chwili zbliżyła się do "źródła moich nieszczęść", powąchała je i... wybuchła. Zanim zdążyłam zareagować, leżałam na ziemi z wylizanymi rękami, twarzą i uhahaną Bestyjką nad sobą. I jak tu się nie cieszyć?
Zarówno Ruterek, jak i Gudi wiedzą, gdy mam kiepski dzień. W jednej chwili pomagają mi zapomnieć o troskach, wyprawiając różne dziwy czy zwyczajnie prosząc o spacer. Błysk w psich oczach, przytulenie do mnie łba z zachętą do pieszczot - te proste działania sprawiają, że wracają siły do życia. Zwierzęta dają taką pewność, że jest się komuś potrzebnym, podnoszą ludzki system wartości. Wystarczy wpuścić je do swojego życia. Choć nawet nie zdają sobie z tego sprawy, to najlepsi lekarze od wszelkiego rodzaju rozterek, mentalnych upadków i niepewności.
Czasem kot położy się obok chorego, na co znajdzie się co najmniej kilka "eksperckich" wyjaśnień. To samo tyczy się większości zwierzęcych zachowań. I w żadnym razie im nie zaprzeczam, o ile zostały udowodnione lub taki tok rozumowania nakazuje zdrowy rozum.
Bywa jednak, że rozsądek zawodzi. W czym rzecz? Ludzie lubią, a może nawet potrzebują, myśleć inaczej. Po co rozwodzić się nad tym, czy pies przyszedł do płaczącego z czysto egoistycznych pobudek, to tylko pogłębia przygnębienie. Lepiej zatem tkwić w ułudzie. Byle tylko nie zatracać się w niej bezgranicznie.
I tak, gdy w kiepskim momencie życiowym pojawia się obok któryś z poczciwych czterołapów, nie wnikam w cel jego przybycia. W przeciwnym razie albo jeszcze bardziej się zdołuję, albo zacznę się oszukiwać. Sam fakt, że psi towarzysz JEST akurat w chwili, gdy potrzeba czyjeś bliskości, uważam za cenny.
Najważniejsza jest myśl, że można oderwać się od szarości dnia i cieszyć beztroską, jaką emanuje.
A tak prościej i "po naszemu": masz deprechę? Spójrz na swojego psa.
data publikacji 23-12-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj