I co ja mam wam wyszczekać, czego wy ludzie sami nie wiecie? Ja w psiej głowie wiem jedno – jestem ofiarą krzywdy, na którą nie zasługuję. Dlatego merdam ogonem i przez schroniskowe kraty zaglądam w oczy ludziom, odwiedzającym schronisko. Wciąż wierzę, że są inni niż ci, co odmówili mi troski i skazali mnie na schronisko. I że zdołam dać komuś z nich całą swoją czułość, wierność i oddanie. Bo bardzo potrzebuję nie tylko brać, ale i dawać.
Zachodzę w głowę, czy może być jakiś zły powód adopcji. Zastanówmy się. Jeśli mnie adoptujesz, wszyscy zyskujemy. Ty masz towarzysza, który nigdy nie odmówi ci miłości i wierności – nawet jeśli czasem dojdzie do nieporozumień na tle kapcia albo tego interesującego kota z sąsiedztwa. Towarzysza, który zawsze cię wysłucha i podzieli twoje radości i twoje smutki. Masz we mnie obrońcę. Masz kogoś, kto zawsze chętnie skłoni cię do zwleczenia się z kanapy i zażycia zdrowego spaceru. Masz wreszcie świetnego organizatora codziennego czasu – bo tych spacerów potrzebuję tak samo, jak ty.
Ja z kolei mam dom, schronienie przed deszczem i mrozem, przytulne łóżko (to nic, że muszę tę pościel dzielić z tobą – tak jest właśnie najfajniej!). Mam gwarancję regularnych posiłków i troskliwej opieki, gdyby przyszło mi zachorować. Mam wreszcie częste okazje do pogawędek podczas spacerów albo wspólnego siedzenia przed telewizorem. Choćby w milczeniu, skoro, jak mówi piosenka: „bo słowa na co nam, ciebie mam tak blisko, a ty mnie… I żaden nie jest sam – niektórzy zwą to szczęściem, a inni – snem. Jaki dziwny ten świat – bez słów się rozumiemy, o sobie tyle wiemy”…
Schronisko też zyskuje! Ma o jedną miskę mniej do wypełnienia. Jasne, na moje miejsce przyjdzie ktoś nowy. Ale zawsze o tę jedną krzywdę na świecie mniej. Ja nie kosztuję dużo, nie potrzebuję manikiurów, smyczy z diamentami. Ale gdy jest nas ileś w boksach, szefowie schroniska widzą ciągle dno sakiewki. Gdyby nie musieliby zajmować się nami – mogliby spożytkować swoją energię gdzie indziej, a pieniędzy też potrzeba wszędzie. Ulżyj im – i wszystkim, którzy na nasze utrzymanie przeznaczają darowizny. Ty i ja damy sobie radę.
Czyli same plusy. Czyż mogą być jakieś złe powody adopcji? Zaraz, zaraz… Warknęła mi ta jasna z naprzeciwka, że zła adopcja jest wtedy, kiedy człowiek chce sobie coś zrekompensować, nie myśli o nas, a o sobie samym. Kiedy stajemy się substytutem czegoś innego, czego im w życiu brakuje. I nawet nie zauważają tego, co naprawdę możemy im dać, bo robią z nas maskotki własnych złudzeń. Stajemy się zachcianką, a ludzie się zajmują nie nami, tylko własnymi marzeniami. Albo stajemy się chybionymi prezentami.
Aha, ten śmieszny maluch z boksu obok doszczekał, że też ma już złe doświadczenie. Kiedyś przyjął go do siebie – z innego schroniska – młody człowiek, na oko nawet zamożny. Co się chłopak namerdał, prawie go uniosło, tak kręcił ogonem jak śmigłem ze szczęścia. A potem okazało się, że człowiek całe dnie, a czasem i noce, przesiaduje gdzieś w pracy. A jak wraca do domu, to dalej gapi się w tabele albo w telewizję z cyferkami. No i po kilku miesiącach takiego zaniedbania sąsiad trafił do naszego schroniska, bo pan miał dosyć jego odchodów w mieszkaniu i pogryzionych z rozpaczy i tęsknoty mebli. Po co go brał, skoro nie miał dla niego czasu? Po co robił nadzieję?
Zła adopcja jest podobno także wtedy, kiedy nasi ludzie zaczynają dziwnie cicho rozmawiać, popatrując na nas ukradkiem. Robią to, kiedy na dworze robi się coraz cieplej. Ja akurat sam znam ten ból. Pewnego dnia zapakowali do samochodu dużo rzeczy, wszyscy wsiedliśmy, a potem nagle wysadzili mnie i uwiązali do drzewa. I było po nich. Moich najukochańszych ludzi, który zawsze mogli liczyć na mnie – że wyprowadzę ich na spacer, że oprószę wodą, jak wyjdę ze stawu, że przyniosę rękawicę kuchenną do zabawy.
Takich adopcji ja też nie chcę. Niech pomyślą, zanim dadzą mi szczęście, a potem je odbiorą.
Filip Łobodziński
data publikacji 10-02-2015
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj