NAMIR-CZŁOWIEK W PSIEJ SKÓRZE...
Nigdy nie spotkałam psa o podobnym spojrzeniu. Tak jakby wszystko wiedział, wszystko rozumiał. Moja historia z tym niepowtarzalnym psem zaczęła się około 4 miesiące po wzięciu Czajki ze schroniska. Gdy zobaczyłam jego zdjęcia w wątku malamutów w potrzebie... hmmm... zakochałam się. Urzekł mnie tak inteligentny, wilczy wyraz pyska. Kilka tygodni po tym pojechałam go odwiedzić. A raczej pojechaliśmy we troje. Mój mąż Tomek, Czajka i ja. Poszłam tam z Tinahet. Tomek czekał na zewnątrz.
Gdy zobaczyłam jak bardzo pragnie ludzkiej bliskości...nie mogłam przestać o nim myśleć. Pomimo, że z Tomkiem nie rozważaliśmy o następnej adopcji, oboje mieliśmy te same myśli w głowie. Choć o tym nie rozmawialiśmy oboje wiedzieliśmy jak ta historia się skończy...
Kiedy powiedziałam, że chcę go wziąć nie było nawet słowa sprzeciwu...on czuł to samo...
Wiedzieliśmy, że ten dziadzio nie ma szans na adopcje. Po pierwsze, że gdyby nie to, że byłam umówiona na pierwszym naszym spotkaniu z wolontariuszką – Anią, nigdy byśmy nie mogli go zobaczyć, ponieważ psy które nie są wykastrowane bądź wysterylizowane nie są do wglądu dla przychodzących. A że Namir miał już swoje latka, a schronisko ma limity roczne, nie był nawet brany pod uwagę tego zabiegu. Więc decyzja była szybka, szybko go wykastrowali i w ok. dwa tygodnie po decyzji był już u nas.
Momentalnie się zaaklimatyzował, zaprzyjaźnił z Czajką i kotem. To był znak, że tak miało być. Namir szybko oczarował nas swoją inteligencją...ale to nie była taka inteligencja, jaka cechuje większość psów, polegająca na szybkości nauki nowych sztuczek...On uczył się sam...tak jakby wszystko rozumiał. On uczył się podpatrując nas - jak my to robimy. Nauczył się - jak tylko wychodziliśmy - zjadać wszystko co tylko było do zjedzenia bądź wypicia, więc zaczęliśmy zamykać drzwi - to też nie było dla niego większym problemem. W drzwiach był zamek więc zaczęliśmy je zamykać na klucz...jak się okazało to też nie było dla niego większym problemem. Kiedy mój Tomek wychodził bardzo rano do pracy on wiedząc, że ja śpię i że już może sobie wejść po prostu wchodził i kładł się na dywaniku.
Żyliśmy sobie szczęśliwie 2,3 roku. Namir coraz bardziej się starzał, miał coraz więcej przypadłości...ale odszedł bardzo szybko. Na drugi dzień po uśpieniu Czajki, zaraz po tym jak postanowiłam się ogarnąć i nie zaniedbywać jego i trochę się nim zająć. Tak jakby odczuł, że jest dla mnie równie ważny i teraz może odejść dostał wylewu i ataku padaczki która spowodowała ciężkie zmiany w jego organizmie. Choć dwa dni wcześniej pochowaliśmy naszego Aniołka trzeba było podjąć decyzję o uśpieniu tego drugiego...
Widocznie, po mimo, że nie było tego widać były bardzo ze sobą związane. Mam nadzieję, że teraz biegają razem szczęśliwe, że będą pamiętać jak bardzo je kochałam, jak bardzo były dla mnie ważne i że nigdy nie zapomnę jego wyrazu pyska i wzroku, który tak bardzo mnie urzekł!!! Oba dały mi niesamowite szczęście, w obu miałam niesamowite oparcie, w obu miałam przyjaciela i oba kochałam najmocniej na świecie.
data publikacji 04-11-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj