Byliśmy całkowicie zaskoczeni kiedy Adaś wysunął rudą główkę z torby pana Marka, jako że w torbie tej pan Marek zazwyczaj trzymał służące mu w pracy elektryka narzędzia.
Poza tym żadne znaki na ziemi i na niebie ostatnio nam nie sugerowały, że o słonecznym poranku Roku Pańskiego zagości w naszym domu jeszcze jeden kot.
Pedałujący do nas ze Świdra elektryk, pan Marek dostrzegł trzech młodzieńców wkładających do kubła na odpadki jakieś kwilące żałośliwie maleństwo.
Stary marynarz, który jadł chleb nie na jednym kontynencie, poczekał na moment, w którym młodzi ludzie wyniosą się z terenu śmietnika, po czym zbliżył się do kubła. Dochodzący tu z ulicy warkot samochodów, a także metalowa pokrywa kubła tłumiły głos wzywającego pomocy stworzenia, lecz pan Marek słyszał go wyraźnie.
Był pełen najgorszych przeczuć. Może jeden z owych trzech młodzieńców był ojcem, który przed kilkoma minutami pozbył się tu swego małego kłopotu!
Pan Marek uniósł pokrywę kubła. Na szczęście nie było w nim ludzkiego niemowlęcia, tylko rudy kociak.
T Y L K O !?
Ogromne, szeroko otwarte oczy maleństwa wyrażały wszystko: rozpacz, przerażenie, świadomość samotności i całkowitej bezradności, ale też wolę przetrwania.
W tej sytuacji pan Marek mógł posłuchać głosu rozsądku i czym prędzej umieścić pokrywę kubła na poprzednim miejscu, albo przywrócić światu malutkiego rudzielca.
Tak się składa, że z panem Markiem mieszka cięty na koty pies, więc rudy Adaś wylądował w naszym domu. Oczywiście tymczasowo. Oczywiście dopóki wspólnymi siłami nie znajdziemy dla niego dobrego miejsca. Lecz kiedy Anna przytuliła kotka do piersi, wszystko stało się dla mnie jasne.
Początkowo nie miał u nas Adaś łatwego życia. Parasia na każdym kroku dawała mu do zrozumienia, kto rządzi w tym domu. Dopóki Adaś nie urósł i nie zmężniał.
Co prawda Paraskawia nadal była tu siłą dominującą, lecz Adaś przestał ustępować jej miejsca przy swojej miseczce.
Kiedy nie znajdował w niej chrupek dla wybrednych kotów, wkładał łapkę do pustej miseczki i gniewnym miauczeniem artykułował swoje wobec nas pretensje.
Jak każdy kot lubił głaskanie, lecz Adaś zawsze gwałtownie protestował, gdy tylko Anna, lub ja próbowaliśmy go wziąć na ręce.
Mochera Adaś zaledwie tolerował, Paraskawię obchodził szerokim łukiem, natomiast z głuchą Kasią łączyła go serdeczna przyjaźń; od początku budził w niej instynkty macierzyńskie, dla niego Kasia nigdy nie była obiektem erotycznych zainteresowań.
W rankingu naszych, a szczególnie Anny ulubieńców Adaś wysunął się na pierwsze miejsce. Dlatego ogarnęła ją wprost nieracjonalna rozpacz, kiedy okazało się, że Adaś ma wrodzoną kocią białaczkę.
Lekarz naszych zwierząt, pan Jerzy Sikortski stwierdził, że współczesna medycyna jest wobec kociej białaczki bezradna, ale ktoś dał Annie numer telefonu do prywatnej Kliniki dla zwierząt i rozpoczęła się kilkumiesięczna walka o życie Adasia.
Co najmniej dwa razy w tygodniu woziliśmy Adasia do panów doktorów, którzy wstrzykiwali mu jakiś najnowszy, szwajcarski preparat. Początkowo rzeczywiście odnosiliśmy wrażenie że nie daremnie poddajemy Adasia straszliwej dla niego traumie; przerażenie, jakie go ogarniało już na sam widok klatki, jego płacz przez całą długą drogę, którą trzeba było przejechać do prywatnej Kliniki – szczególnie Annę dotykały i psychicznie wyczerpywały.
I kiedy nadzieja, że chory na białaczkę kotek wyzdrowieje coraz częściej zaczynała zamieniać się w pewność – Adaś zaczął tracić siły. Nie jadł, wychudzony i apatyczny godzinami bez ruchu leżał w trawach ogrodu, bez najmniejszego zainteresowania patrzył na przelatujące nad swoją głową motyle, na które kiedyś z taką pasją polował.
Anna zatknęła fotografię szczęśliwego Adasia za ramę jednego z obrazów wiszących w jej pokoju, i myślę, że tak samo jak ja usiłuje sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ratujący go lekarze wierzyli w skuteczność aplikowanych mu kosztownych lekarstw.
Próbuję o tym wszystkim zapomnieć. Próbuję nikogo nie osądzać, bo można kogoś bardzo skrzywdzić pochopnym oskarżeniem o tak wielki cynizm.
Jednak liczne przykłady, jak wysokie progi potrafią przekraczać ludzie dla pieniędzy – często nie pozwalają mi spokojnie usnąć.
data publikacji 21-11-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj