Korzystamy z plików cookies w celach statystycznych i umożliwienia funkcjonowania serwisu.
Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Informacje o możliwości zmiany ustawień cookies: O Cookies Zgadzam się, zamknij X
FELIETON SIÓDMY

Widok białego czegoś leżącego na czarnym pasie asfaltu, to dla kierowcy samochodu nie powód, żeby nacisnąć pedał hamulca

Biała, nieruchoma kula może być zmiętą gazetą, albo kawałkiem styropianu. Ale nie kotem. Kot na widok zbliżającego się samochodu ucieka. Już sam warkot silnika jest dla kota alarmowym sygnałem.

A jednak śnieżnobiały kłębuszek na samym środku drogi był kotkiem. Jak się później okazało – płci żeńskiej.

Biała koteczka, czyli blondynka? Bohaterka kolejnego dowcipu o blondynkach?

Przerażona niezwykłą sytuacją Anna zatrzymała samochód i podeszła do koteczki, a ta uniosła w górę białą główkę i miauknęła ostrzegawczo. Bardzo możliwe, że w języku kotów znaczyło to: „zostaw mnie w spokoju”, ale Anna, jako że nadjeżdżało jakieś auto, podniosła blondynkę z asfaltu i, nie zważając na to, że takie zachowanie damie nie przystoi, dała susa na pobocze drogi.

Dopiero po kilku dniach zrozumieliśmy, że biała jak mleko Kasia wcale nie zamierzała popełnić samobójstwa na asfaltowej drodze, ale że jest całkowicie głucha i najzwyczajniej nie słyszała nadjeżdżających samochodów.

Pan Jerzy Sikorski uświadomił nam, że (? procent) nieskazitelnie białych kotów cierpi na głuchotę. Jednak nie potrafił nam wyjaśnić jakim sposobem białe kocie dziecko, i to z dala od najbliższych zabudowań znalazło się akurat pośrodku asfaltowej drogi?

Być może komuś podstępnie wciśnięto głuche kociątko, i ten ktoś zorientowawszy się w zaistniałej sytuacji (może ze względów estetycznych) nie zaakceptował, co prawda ślicznej, jednakowoż niepełnosprawnej Kasi. I doszedł do wniosku, że jego problem niejako sam się rozwiąże, gdy zostawi głucholkę na ciepłym, więc miłym dla kotów asfalcie przelotowej drogi.

Któż z użytkowników samochodu nie widział na swej drodze rozjechanego, a następnie na miazgę rozjeżdżanego przez dziesiątki samochodów zwierzątka? Odrażający widok, ale śmierć niezwykle rzadko bywa piękna.

Kasia jest naszą ulubienicą. Jak zresztą wszystkie nasze zwierzęta. Przechodzący obok naszego domu, zarówno dorośli, jak i dzieci zatrzymują się na jej widok, i tylko żal, że Kasia nie słyszy prawionych jej komplementów.

Trochę uciążliwe bywa dla nas to, że trzeba każdemu wyjaśniać, dlaczego koteczka musi przebywać na smyczy. Pozbawiona zmysłu słuchu zatraciła instynkt samozachowawczy. Jest całkowicie ufna wobec wszystkiego. Nie ucieka ani przed nadjeżdżającym samochodem, ani przed nieznajomym psem. Kiedy uda się jej uciec na ulicę, albo do lasu, pędzi przed siebie dopóki nie upatrzy sobie jakiegoś drzewa, na które może się wspiąć. Lecz chociaż bardzo lubi zdobywać szczyty domowych mebli, nigdy nie musieliśmy prosić Straży Pożarnej, żeby ją ściągnęli z wierzchołka jakiegoś drzewa. Tak jak Parasię, którą na początku naszej znajomości dopiero po dwu dniach zlokalizowaliśmy na szczycie brzozy sąsiada. Brzoza była wysoka, na domiar złego nie można było znaleźć dogodnego miejsca do ustawienia drabiny i pan Strażak próbował wleźć do Parasi po pniu drzewa.

Polowanie na Parasię trwało wystarczająco długo, żeby mógł się przed posesją naszych sąsiadów zebrać spory tłumek gapiów. Jeszcze trochę, a zaczętoby robić zakłady kto kogo zmusi do kapitulacji.

W końcu panowie strażacy rozłożyli płachtę pod brzozą i siłą strumienia wody ze strażackiej sikawki, już z samego czubka drzewa strącili koteczkę na służbowy brezent.

Ale zanim chwyciły ją strażackie ręce, Parasia odbiła się od naprężonego brezentu niczym od batuty i jęła uciekać w stronę pobliskiej sosny. Malusieńka, mokrusieńka koteczka ścigana przez dwumetrowego strażaka, to był widok godny filmowej kamery.

Oczywiście Cesarzowej-Paraskowii udało się wówczas uniknąć traumy upokorzenia: wyszła spod schodów willi sąsiadów dopiero na usilne prośby Anny.

A głuchej Kasi znów ostatnio udała się ucieczka. Początkowo nie kojarzyliśmy z nią rozdzierających, kocich wrzasków. Dopóki nie ujrzeliśmy na ulicy pędzącej w stronę domu Kasi.

Zestresowana kocia blondynka ukryła się pod szafą i długo nie chciała stamtąd wyjść.
W bliskim sąsiedztwie mieszka dorodny, czarny kocur, o którym, cytując słowa znanej piosenki, można rzec: „ mąż wielu ciąż”.

Anna stanowczo nie zgodziła się ma sterylizację zarówno Kasi, jak i Parasi. Pan Jerzy Sikorski nie zdołał jej przekonać, że to dla kotek zdrowsze od zastrzyków.

Pozostaje nam nadzieja, że niesłusznie podejrzewamy temperamentnego, czarnego kocura. Jeśli jednak, to niech Kasia na alimenty raczej nie liczy.
 

data publikacji 14-11-2014

Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja



skomentuj

Witamy na stronie dla tych z Was, którzy chcą zmieniać na lepsze życie zwierząt i ich opiekunów w Polsce.

Strona tworzona przez miłośników zwierząt, której celem jest pokazanie wszystkim, nie tylko opiekunom zwierząt, jak należy z nimi postępować, jak się wobec nich zachowywać. Zachęcająca do tolerancji i promująca zmiany miejsca zwierząt w przestrzeni publicznej, tak aby także ich opiekunom żyło się wygodniej. 

Nasze teksty nie wymagają szybkiego komentarza,  zachęcają do refleksji. Nasze filmy pokazują ludzi, którzy dla zwierząt wiele robią. Staramy się dotrzeć do ciekawych inicjatyw. Pokazywać Fascynatów i Pozytywnych Wariatów. Nasi Eksperci i Czarodzieje mają Kwity na Mity. A Daisy opisuje świat widziany 20 cm od ziemi :-) 

Zapraszamy do wysyłania komentarze emailem na redakcja - publkujemy wszystkie zgodne z naszym Regulaminem

Znajdziesz nas także na  Twitterze, Facebooku i You Tube.

© Copyright 2013 Miliony Przyjaciół All Right Reserved