Gdyby, na wzór odznaczanych medalem „Sprawiedliwy wśród narodów świata” ustanowiono medal : „Sprawiedliwy pośród zwierząt świata” - państwo Hania i Marek F. już dawno zostaliby uhonorowani takim medalem.
Do sklepu, a właściwie pod Ich sklep spożywczy w Michalinie
przychodzą zwierzęta tak wycieńczone, jakby pokonały tu drogę z samego, gustującego w ich mięsach Wietnamu. Przerażone, chore, wygłodzone, zimą przemarznięte.
Pewnego dnia przywlókł się tu śmiertelnie przerażony jednooki, przypalony żelazkiem kot. Ktoś przyłożył do kota rozgrzane żelazko zostawiając jego wyraźny kształt na ciałku stworzenia. Zwyczajnie z nudów, lub żeby sprawdzić, czy żelazko jest już dostatecznie gorące. Było bardzo gorące.
Natomiast psa Łatkę jego pan kilkakrotnie wywoził poza Michalin, raz nawet zostawił go w centrum Warszawy, ale i z tego labiryntu Łatek, po trzech dniach i nocach zdołał znaleźć drogę do domu. Tu już pan Łatka stracił dla niego cierpliwość i, być może potraktował krnąbrnego psa kijem, bo Łatek poprosił o azyl Panią Hanię i Pana Marka.
Pojawiła się również kiedyś u Nich bardzo dziwna psia para : wychudzony Owczarek kaukaski i bezwstydnie demonstrujący swe żebra mały Kundelek. Kaukaz słaniał się z wyczerpania na nogach, a nieco mocniejszy od niego Kundelek najwyraźniej się nim opiekował. Po prostu nie odstępował Kaukaza na krok, a Kaukaz wpadał w panikę ilekroć Kundelek się od niego na kilka minut oddalił.
Państwo Hania i Marek przez cały czas szukali nowych domów dla swoich podopiecznych, których nieustannie przybywało. Największą popularnością cieszyły się małe koteczki, bo chętnie bawiły się nimi dzieci. Lecz gdy nowa zabawka urosła i stawała się mniej bezbronna, mamusie zwracały koty darczyńcom twierdząc, że ich dzieci są na koty uczulone.
Odkarmiony i zadbany Kaukaz budził coraz większe zainteresowanie pośród klientów odwiedzających sklep-azyl w Michalinie. Ale Państwo Hania i Marek postanowili, że oddadzą go tylko temu, kto zaopiekuje się również jego wiernym przyjacielem Kundelkiem. I szczęśliwie ktoś w końcu przyjął pod swój dach oba pieski.
Przyjazny dom znaleziono przed laty również psu o fizjonomii kapitana okrętu. Kapitanem nazwał go pewien, zachwycony psem emerytowany nauczyciel geografii. I po jakimś czasie przyjął go pod swój dach.
Ale po dziesięciu latach stary już bardzo Kapitan znów pojawił się pod sklepem państwa F. Jak się okazało, przyszedł, żeby się z nimi pożegnać. Bo już po kilku dniach po tym zmarł stary Pan Geograf, a nazajutrz dołączyła do niego dusza Kapitana.
Że niby zwierzę nie ma duszy ? Że tylko bezduszny człowiek ją posiada ? Czy przebywające w betlejemskiej stajence zwierzęta nie zostały obdarzone przez dzieciątko Jezus ową łaską ?
Koty z całą pewnością tak. Tuż przed ubiegłoroczną wigilią pojawił u Państwa F. bezdomny, wygłodzony kot. Ogrzał się w cieple ich domu, najadł się do syta, po czym oddalił się. Lecz tylko po to, żeby niebawem wrócić w towarzystwie swoich trzech bezdomnych kolegów.
Jak to mówią ludzie-odmieńcy : „Kot w dom, Bóg w dom”.
Pani Hania gotowa była nie o jednych jeszcze losach swoich podopiecznych opowiedzieć, gdyby się w jej sklepie nie zebrał spory tłumek klientów, i gdyby Pan Marek nie musiał poprosić Jej o pomoc.
Jeszcze tylko zdążyła pokazać mi mieszkającego w piwnicy kota bojącego się panicznie ludzi, a także przedstawić mnie starej, siedzącej na szafce kocicy, która trafiła tutaj w zaawansowanej ciąży, lecz tak zabiedzona, że urodziła martwe kocie dzieci.
Chciałem jeszcze zapytać Panią Hanię, czy w czasie wigilijnych nocy zwierzęta przemawiają do Niej i do Pana Marka ludzkim głosem, lecz Pan Marek nie dał Jej już czasu na odpowiedzi.
Osobiście wolałbym, żeby to ludzie w wigilijne noce przemawiali głosem zwierząt. Może wówczas usłyszelibyśmy słowa niezatrute kłamstwem i obłudą.
Ale jeśli zwierzęta potrafią do nas mówić w naszym języku, to czy musimy czekać do wigilijnej nocy, żeby się dowiedzieć co mają nam do przekazania ? Przecież one mówią do nas przez cały rok. Wystarczy spojrzeć im w oczy.
Wczoraj otrzymałem list od Krystyny Jaworskiej, która jest znakomitą autorką artystycznych dzieł fotograficznych, a także lekarzem weterynarii w Olsztynie.
Oto fragment Jej e-maila: „Miałam interwencję w pod-olsztyńskiej wsi Trębusek. Pani zgłosiła nam konieczność uśpienia psa sąsiada. Sąsiad pijak, zniknął gdzieś, a psem zajmowali się sąsiedzi. Pies stary już bardzo, poczciwy i …przeraźliwie zabiedzony. Tylnie nogi sparaliżowane, skrajnie wychudzony, nie miał już siły wyjść z budy. Nic poza jego uśpieniem nie dało się już zrobić. Strasznie tego nie lubię. Jestem lekarzem weterynarii, LEKARZEM, a nie mordercą. Humanitarnie zabić ? Toż to skrajność już sama w sobie. No ale pies spokojnie zasnął, nie marznie już, nie załatwia się pod siebie i nie zastanawia się nad tym DLACZEGO. Przecież tak kochał swego pana, tak wiernie mu służył”.
Jeśli kogoś nurtuje pytanie, czy zwierzę potrafi przemówić, spójrzcie w jego oczy. Zrozumiecie wszystko, co ma nam do przekazania.
Wystarczy tylko dostatecznie długo wytrzymać wzrok oczu zwierzęcia.
Bogdan Loebl
data publikacji 02-01-2015
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj