KUPUJ ETYCZNIE
Półka w hipermarkecie. W słoikach różne odcienie bursztynu – od biało-żółtego po głęboki ciemny brąz. Tryb życia (i portfel) nie pozwalają regularnie korzystać z małych sklepów spożywczych. A mieć w domu miód – zawsze dobrze (nie jestem weganinem). Wiem, że jeśli chcę uważać z cukrem, powinienem szukać miodu akacjowego. Jest. Słoik – kilkanaście złotych. To niedobrze – za tanio. Na froncie znak firmowy producenta (?) – sugerujący ścisły związek z bartnictwem i pszczelarstwem. Wczytuję się w etykietę – no i oczywiście: „mieszanka miodów pochodzących z państw członkowskich UE i spoza UE”. Nie ma szans. Nie kupię miodu. Nie tym razem.
Dlaczego? Pisano o tym wielokrotnie. Formuła „i spoza Unii” oznacza domieszkę („domieszkę” w proporcji ok. 90%!!!) miodu z Chin. A miód z Chin jest skażony świństwami – chloramfenikolem, silnym antybiotykiem, który może poważnie zaszkodzić, choćby alergicznie; ołowiem; szemranymi preparatami antybakteryjnymi…
To oznacza nie tylko zagrożenie naszego zdrowia. To także sygnał, że tamtejsze pszczoły poddano działaniu substancji wymuszających lepszą wydajność kosztem naturalnego rozwoju. A więc bezpardonowy wyzysk ginących na naszym globie opatrznościowych owadów.
Szukam więc miodu nie z importu, a lokalnego. Wtedy mogę być bliski pewności, że pszczelarz cały swój czas i troskę poświęca na to, by pszczołom żyło się jak u Pana Boga w pasiece. Że miód jest wysokiej jakości, podobnie jak życie pszczół. Etyczny Maeterlinck.
Kolejny regał – z jajkami. Portfel wciąż niezbyt gruby, ale wiem, że wolę zapłacić półtora-dwa razy więcej, ale mieć gwarancję, że nie biorę udziału w brudnej działalności kurzych kombinatów. Zaglądam do pojemników i szukam, czy pieczątki na skorupkach mają z przodu 0, 1 czy jakąś inną cyfrę. Te inne omijam. Jaja z zerami to znak, że kura, która je zniosła, hodowana jest ekologicznie, na wolnym wybiegu, karmi się sama. „Jedynki” – że mogą wyjść z grzędy, czyli choć nie jest to szczęście stuprocentowe, ale spory zakres swobody został im zapewniony. Powyżej „jedynek” jest już źle – chów ściółkowy albo klatkowy to obozy niewoli, połączone z opresją fizyczną.
Nie kupię jajek tańszych, ale pochodzących z terroru. Ktoś powie: jesteś pięknoduchem, który myśli, że cokolwiek tym zmieni. Owszem – wierzę, że skoro wciąż nie można formalnie zakazać brutalnej przemocy przemysłowej wobec zwierząt, trzeba przynajmniej powstrzymywać się od udziału w niej – i mówić o tym. Uświadamiać, propagować. Ewangelizacja może kiedyś da efekty. Może chów klatkowy, faszerowanie pszczół i inne, równie lub jeszcze bardziej okrutne działania człowieka przestaną być opłacalne.
O tym, że sklep jest miejscem, gdzie możemy wpływać na los zwierząt, przekonuje wydana niedawno książka Etyka w modzie, czyli CSR w przemyśle odzieżowym Magdaleny Płonki (wyd. Międzynarodowa Szkoła Kostiumografii i Projektowania Ubioru, Warszawa 2013). Autorka jest wykładowczynią CSR (Corporate Social Responsibility, czyli etycznego biznesu), a także biegłą sądową w zakresie projektowania odzieży.
Uprzedzam – to mocna rzecz. 125 stron (i drugie tyle po angielsku), które nie pozwalają nam już dłużej wierzyć w nasze czyste sumienie. Rzecz dotyczy tylko („tylko”!!) ubrań, ale daje dechą w łeb. Mówi o skandalicznych warunkach, w jakich pracują krawcy i szewcy w fabrykach Trzeciego Świata, oraz o zanieczyszczeniu środowiska przez przemysł odzieżowy. Ale to tylko część okrutnej prawdy. Ta druga, większa, jest jeszcze smutniejsza. Mowa tam o kanadyjskich foczkach. O obdzieranych ze skóry gadach. O bezpardonowo mordowanych psach i kotach. O stłoczonych w ciasnych klatkach lisach czy norkach. Wreszcie o owcach maltretowanych w… Australii, czyli kraju o zachodnim systemie wartości etycznych.
Płonka nie tylko epatuje opisami cierpień zwierząt, które nas ubierają. Pisze też, jak mądrze chodzić do sklepów i jak wybierać ubrania i buty, by nie uczestniczyć w tym mordzie i terrorze. Nieprzyjemna książka – bo prawdziwa. Cenna książka – bo pokazuje światło w tunelu. Światełkiem tym są certyfikaty, których trzeba szukać, by kupować ekologicznie i etycznie.
To akurat możemy zrobić. A skoro możemy – róbmy. Wielokrotnie czytaliśmy już, że człowiek jest istotą wyjątkową, że z racji pewnych kwalifikacji intelektualnych i emocjonalnych ma prawo zajmować uprzywilejowaną pozycję w piramidzie życia na Ziemi. Że „brzmi dumnie”. Kto wysuwa takie argumenty? Sami ludzie, oczywiście. Wszak historię piszą zwycięzcy. Zanim jednak zwycięstwo okaże się triumfem na pustyni – zróbmy to, co możemy.
PS. A poza tym uważam, że trzeba założyć partię polityczną Miliony Przyjaciół.
data publikacji 17-05-2013
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj