Zdrowy rozsądek, jak wiadomo, nie jest cechą wrodzoną. Co więcej, nie jest wpisany w obowiązki pracownicze ani regulaminy.
Zadzwoniła do mnie niedawno Pani Maria, mieszkanka warszawskiego blokowiska, kobieta w wieku słusznym i szczęśliwa posiadaczka 15-letniej suczki Kropki. Obie Panie pasują do siebie, gdyż Kropka jest psem łagodnym, acz wiekowym, zrównoważonym i nie wadzącym nikomu.
Okazało się jednak, że suczka Kropka zawadzać może jak najbardziej, nawet jeśli waży tylko 4,5 kg, nie ma zębów, nie szczeka i niedowidzi z racji wieku.
Podczas jednego ze spacerów Panie zaatakowane zostały przez walecznego, słusznej budowy strażnika miejskiego. Pan ten, powołując się na enigmatyczne przepisy wlepił Pani Marii mandat za brak kagańca i spuszczenie Kropki ze smyczy.
Zupełnie nieistotne było, że Pani Maria sprząta po swoim psie, a Kropka jest prawie ślepa, bezzębna i stanowi zagrożenie najwyżej dla parkowych mrówek.
Sytuacja, jakich wiele – obywatel grzeczny i praworządny daje wiarę silniejszemu, głośniejszemu i reprezentującemu WŁADZĘ.
I być może nie warto byłoby się nad całą sprawą rozwodzić gdyby nie jeden fakt – TO JEST NIEZGODNE Z OBOWIĄZUJĄCYM PRAWEM.
Ustawa o ochronie zwierząt po nowelizacji w art. 10 a p. 3 wyraźnie mówi:
„Zabrania się puszczania psów bez możliwości ich kontroli i bez oznakowania umożliwiającego identyfikację właściciela lub opiekuna.”
W ustawie nie określono sposobu kontroli, nie ma w niej również mowy o kagańcach. Oznacza to, że wystawienie mandatu za brak uwięzi było naruszeniem obowiązującej ustawy.
Wiele spółdzielni mieszkaniowych i wspólnot wydaje własne regulaminy i niestety często zamieszczane tam są zapisy o zwierzętach, które są zwyczajnie bezprawne.
Przypadek Kropki nie jest ani jedyny ani nawet rzadki.
Często mandatami karane są inne panie Marie za inne Kropki. I nie słyszałam nigdy, aby ktoś odmówił przyjęcia mandatu, choć skierowanie sprawy do sądu byłoby w takiej sytuacji najwłaściwsze.
Poszkodowani z góry zakładają, że strażnik miejski zna przepisy, a jeśli idzie za tym jeszcze zapis w regulaminie spółdzielni lub wspólnoty mieszkaniowej – karany nie ma wątpliwości, że popełnił wykroczenie.
Tymczasem nagminnie łamane jest prawo – żadna bowiem uchwała w systemie aktów prawnych nie może stać w sprzeczności z ustawą czy zmieniać jej zapisy.
Co więcej, uchwały takie powinny być zaskarżane i uchylane.
Niektóre spółdzielnie posuwają się znacznie dalej – w czerwcu media na Podkarpaciu zajmowały się przypadkiem Pani Danuty z Łańcuta, którą spółdzielnia wykluczyła z grona członków i próbuje odebrać prawo do mieszkania za dokarmianie wolnożyjących kotów.
I nie wiadomo jak sprawa się skończy choć Panią Danutę wspierają miejscowy radny, organizacje pro-zwierzęce i nawet sam burmistrz. Pewnie dopiero w sądzie okaże się, że zwykła ludzka podłość i cyniczne poczucie władzy nie zwyciężą przepisów i zdrowego rozsądku.
Bo przecież nawet gdy brakuje wiedzy i dobrej woli, zdrowy rozsądek może nakazać zbadanie stanu prawnego.
Walczmy o opiekunów Kropek w całej Polsce, nie pozwólmy sobie wmówić, że prawo stanowią bezduszni urzędnicy i ludzie nie posiadający żadnych kompetencji do decydowania o życiu innych. Szczególnie, że w opisywanych przypadkach są nie tylko niedouczeni, ale również po prostu nieludzcy.
Zachowujmy zdrowy rozsądek, przysłowiowa Kropka to przecież nie jest pies zagrażający komukolwiek.
Niech Straż Miejska zajmie się karaniem umięśnionych właścicieli rzeczywiście groźnych psów. Poprawianie statystyk dzięki Kropkom to przecież takie niemęskie, drodzy strażnicy…
Czytajmy regulaminy swoich wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych i uświadamiajmy właścicieli Kropek, że posiadają prawa i powinni o nie walczyć.
I nie przejmujmy się faktem, że wszechwładnym strażnikom brakuje nawet elementarnego zdrowego rozsądku.
Bo to nie cecha wrodzona, niestety.
Katarzyna Śliwa-Łobacz
data publikacji 05-11-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj