W Polsce mamy demokrację, w to nie wątpi nikt. Demokracja to między innymi nasz wpływ na rządzenie krajem. W naszych małych ojczyznach – gminach – wybieramy często ludzi, których znamy, albo o których słyszeliśmy.
Samorządność ma się coraz lepiej, obywatele potrafią oceniać swoich włodarzy. Polska samorządność to sukces.
Są jednak dziedziny, gdzie kontrola społeczna postępowania urzędników gminnych nie istnieje. W czasach, gdy każdą gminną złotówkę ogląda się trzy razy, zanim się ją wyda, istnieje skandaliczny i okrutny biznes, wspierany i opłacany z naszych pieniędzy. Wspierany i opłacany najczęściej w pełnej świadomości marnowania społecznych pieniędzy i oszukiwania obywateli.
Ten biznes, oceniany na około 70 milionów złotych rocznie to zapewnianie opieki bezdomnym zwierzętom.
Ustawa o ochronie zwierząt, szczególnie po ostatniej nowelizacji, nakłada na gminy obowiązek opieki nad bezdomnymi zwierzętami, ich odławianie, umieszczanie w schroniskach, a także tworzenie corocznych programów zapobiegania bezdomności. Prawie każdy już wie, że to do gminy właśnie zgłaszać należy bezdomne zwierzęta.
I myślimy, że wszystko jest w porządku, czasem nawet oburzamy się na kwoty, które nasza gmina zapisuje w budżecie na realizację tego zadania.
Cóż…. Nie powinniśmy być spokojni. Pies, który znika z naszej ulicy ma niewielkie szanse na dalsze życie, zniknie gdzieś po drodze do nieistniejącego schroniska, albo trafi do mordowni, gdzie przez kilka lat będzie powoli umierał. Dalszym losem tych zwierząt nie interesują się obywatele (wszak sprawa została załatwiona), a co gorsza – nie interesują się nim również urzędnicy gminni, którzy są do tego zobowiązani wydając publiczne środki.
Wiedzą o tym procederze organizacje społeczne i wielu ludzi, dla których ważny jest los zwierząt. Do tej pory nie chciał wiedzieć nikt inny. Aż do 5 sierpnia tego roku, kiedy to ukazał się raport z kontroli NIK o realizacji ustawy o ochronie zwierząt przez samorządy. Wnioski z raportu są zatrważające:
"W przepełnionych schroniskach pada co czwarte zwierzę. Gminy wciąż nie potrafią sobie poradzić z zapewnieniem im godziwych warunków. Nieskutecznie także walczą z problemem bezpańskich psów i kotów.
Kontrola NIK wykazała, że spośród przeznaczonych na te cele pieniędzy ponad jedna trzecia została wydana nielegalnie lub niegospodarnie. (...)
Ponad jedną trzecią środków przeznaczonych w skontrolowanych gminach na finansowanie opieki nad zwierzętami wydano nielegalnie (firmom, które nie miały odpowiednich zezwoleń na wyłapywanie zwierząt i nie zapewniały miejsc w schroniskach) lub niegospodarnie (bez zapewnienia minimalnych standardów opieki nad zwierzętami).
W żadnej ze skontrolowanych umów gmin ze schroniskami i firmami wyłapującymi zwierzęta wysokość opłat nie była skalkulowana na podstawie rzeczywistych kosztów.
Ograniczenie wydatków odbijało się na zwierzętach."
http://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-ochronie-zwierzat-bezdomnych.html
Pełen tekst raportu
http://www.nik.gov.pl/plik/id,5160,vp,6685.pdf
Raport ten zatrważa jeszcze bardziej, gdy zdamy sobie sprawę, że skontrolowano tylko kilkadziesiąt, na kilka tysięcy, gmin, zasugerowanych przez organizacje ochrony zwierząt.
Możemy założyć, że problem ten dotyczy całej Polski. I jest to problem wynikający z powszechnego lekceważenia prawa przez samorządy. Zwierzęta bezdomne to ciągle temat kłopotliwy. W wielu wiejskich gminach stosunek ludzi do zwierząt bezdomnych jest taki sam, jak do własnych – pies na łańcuchu od szczenięctwa do śmierci z głodu lub chorób – rzadko ze starości.
Urzędnik gminny to często nasz sąsiad, wyznaje te same wartości i ma te same uprzedzenia i wady. Przenosi je do urzędu, bo przecież społeczność gminna nie będzie mu miała za złe…. I w takich gminach ustawowy nakaz opieki nad bezdomnymi zwierzętami to dopust boży. Bo co ten parlament wymyślił…. Widłami kundla potraktować albo zastrzelić, a nie wydawać na niego pieniądze, tyle jest przecież innych potrzeb….
I w takich gminach zawsze będzie źle i nieuczciwie. A w tych, gdzie obywatele mają bardziej europejską mentalność? Też bywa nieciekawie, wydaje się ogromne pieniądze, tylko nie kontroluje się, na co są przeznaczane. Odłowienie psa w okolicach Warszawy to nawet 3000 zł…. Ile z tego przeznacza się na rzeczywistą opiekę nad tym psem, jego leczenie?
Są również gminy, które dbają o swoje psy, robią im zdjęcia, monitorują ich los i szukają możliwości adopcyjnych. Szkoda tylko, że są w mniejszości…
A przecież wystarczyłoby policzyć. Wystarczyłoby zbudować od podstaw kilkadziesiąt małych międzygminnych schronisk, zawrzeć porozumienia międzygminne, znaleźć ziemię pod budowę i wspólnie przeprowadzić inwestycję. Koszt budowy średniego schroniska to około 2 mln. złotych. Tak więc te 70 milionów – o ile nie więcej – wystarczyłoby na zbudowanie kilkudziesięciu schronisk, których koszt utrzymania byłby niższy niż płacone hyclom haracze. A gdyby jeszcze sterylizować i kastrować zwierzęta, to nadpopulacja zaczęłaby się zmniejszać. I jak przejrzyście wyglądałyby wtedy gminne finanse….
Rozmarzyłam się…. Chociaż kto wie… Z kontroli NIK wynika też to, że kontrolowanymi gminami i schroniskami zajmą się prokuratury i Regionalne Izby Rozrachunkowe. Polecą głowy i posypią się kary.
Mam nadzieję, że innym da to do myślenia i zaczną myśleć zanim pojawią się kłopoty.
Bo organizacje ochrony zwierząt dostały w postaci raportu NIK broń o wielkiej sile rażenia. I mam nadzieję, że wszyscy to wykorzystamy. My dla dobra zwierząt, urzędnicy dla dobra finansów publicznych.
Katarzyna Śliwa-Łobacz
data publikacji 18-08-2013
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj