Julia Galia jest dyplomowanym zoopsychologiem. W ramach swojego projektu 'PetBonTon.pl • Zwierzak Dobrze Wychowany' pomaga rodzinom rozwiązywać problemy z niewłaściwym zachowaniem ich zwierząt domowych; pracuje z kotami i psami; jest trenerem Metodą Naturalną®; działa na terenie woj. mazowieckiego. Na portalu Miliony Przyjaciół przybliża mi.in. ważne społecznie tematy związane z dobrobytem zwierząt domowych i wolnożyjacych.
Od dawna nosiłam się z zamiarem napisania notki dotyczącej tego, jak mówimy/myślimy o sobie i naszych pupilach. Razi(ł) mnie bowiem kontekst „własności” i „właścicielowania” naszym podopiecznym. W swojej praktyce zoopsychologicznej spotykam się na co dzień ze zwierzętami i „ich rodzinami”. O samych ludziach trudno mi mówić „klienci”, „pacjenci” też nie pasuje, a słowo „właściciele” razi jak żadne inne. Dlatego nazywam ich „rodzinami swoich zwierzaków”. Skąd tyle zamieszania wokół słowa dotyczącego ludzi, skoro tematem nadrzędnym mają być zwierzaki? Ano stąd, iż to nazwa człowieka określa jego stosunek do zwierzęcia – pupila, przyjaciela, ale nigdy własności! Zgodnie z bliską mi zasadą i mottem organizacji PETA ( http://www.peta.org), mówiącej o tym, iż „Animals are not ours (to eat, wear, experiment on, or use for entertainment.)", czyli iż „Zwierzęta nie są nasze do jedzenia, ubierania się w nie, wykorzystywania czy do rozrywki” .
Zwyczajnie nie lubię i nie akceptuję słowa właściciel w odniesieniu do zwierząt. Na własność to miewamy samochody, mieszkania i w ogóle - przedmioty. O relacjach z dziećmi mówimy już w kategoriach rodzicielskich, a nie właścicielskich. Stąd chyba powinna wieść prosta droga do określenia relacji ze zwierzęciem na podobnych zasadach: nie rodzicielskich może, ale opiekuńczych na pewno. Zwierząt nie rodzimy, więc rodzicami nie jesteśmy. Ale skąd się wzięło (przyzwolenie na) „właścicielowanie”?
Właścicielem rzeczy stajemy się kupując ją. Kupujemy zwierzaki, a zatem stajemy się ich właścicielami. Proste? Za proste. Choć chyba łatwe do zrozumienia, nie wymaga od nas pełnej zgody. Na szczęście nadeszły czasy refleksji nad przedmiotowością/podmiotowością zwierząt. Dzięki temu „właścicielowanie” odejdzie wkrótce do lamusa, a opiekowanie wejdzie nam w krew. I w umysł przede wszystkim. Nawet jeśli zwierzaka kupimy (tylko dobre hodowle!) i zapłacimy prawdziwymi pieniędzmi i formalnie jesteśmy jego właścicielami, to mentalnie bądźmy zawsze opiekunami naszych towarzyszy/podopiecznych. Budujący jest fakt, że coraz więcej grup społecznych zastanawia się nad naszymi relacjami z pupilami, w tym godna polecenia jest akcja „Wychowuję, nie tresuję”, która niedawno rozpoczęła ważną dyskusję także na temat nazewnictwa właśnie. Polecam stronę i zapraszam do dyskusji i zmiany przyzwyczajeń językowych i mentalnych☺ Włączcie się i Wy w ogólnopolską kampanię „„Wychowuję, nie tresuję. Jestem Opiekunem, nie właścicielem”. (https://www.facebook.com/wychowujenietresuje?fref=ts).
Wszystko z szacunku dla drugiej istoty, jaką jest zwierzę.
data publikacji 26-11-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj