Korzystamy z plików cookies w celach statystycznych i umożliwienia funkcjonowania serwisu.
Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Informacje o możliwości zmiany ustawień cookies: O Cookies Zgadzam się, zamknij X
AUTOR
Anna Schmidt-Przeździecka
psycholog –psychoterapeuta, prowadzi ośrodek psychoterapii w Poznaniu. Prywatnie mama czworga dzieci i właścicielka dwóch psów: Terego (flat coated retrievera) i schroniskowej Kiki (podarowanej przez Fundacje Dogtor). W latach 2006-2010 prowadziła zajęcia jako dogoterapeuta-wolontariusz. Od 2007 roku pisze bloga:www.psiaterapia.blox.pl, w którym stara się pokazać jak wielkie znaczenie może mieć kontakt ludzi ze zwierzętami.
ARTYKUŁY
Foto - Paweł Schmidt-Przeżdziecki
KIKA W KRAJU JASZCZUREK I OWIEC

Nie wiemy co działo się z Kiką w czasach przed-schroniskowych, ale to pewnie jej pierwsza podróż za granicę. Zaczipowana już była, wystarczyło tylko kupić u weterynarza paszport i na dzień przed podróżą odrobaczyć Kikę (szczepienie przeciw wściekliźnie też ważne jeszcze było). A potem już tylko jazda... Wybór padł na nią (nie Terego), dlatego, że cel podróży to kraj ciepły i daleki, a Kika lubi i jazdę samochodem i wylegiwanie się w słońcu. I kiedy Teri odwiedzał przydomowy park z babcią, to ona leżała sobie pod oliwką wsłuchując się w beczenie owiec. Bo to takie wakacje były. Ciepłe, leniwe, bliskie natury, ze stworami, które nie pojawiają się w naszym życiu na co dzień.

Owce. Trzy przewodniczki stada z dzwoneczkami i całe wielkie stado białych owiec z długimi ogonami, beczącymi kwadrofonicznie (owce beczały, nie ogony). No i oczywiście jedna czarna owca, bo czarna owca w stadzie być zawsze musi ;) Gdybyśmy nie zamykali drewnianej furtki, pasły by się w naszym ogrodzie. A tak odwiedzały go tylko rankiem, a potem wędrowały po okolicznych, malowniczych wzgórzach. W południe zapadały w stan letargu pod drzewem i wąchały chłodniejszą? ziemię pod drzewem, stojąc nieruchomo. Kika z owcami w zasadzie żyła w zgodzie. Raz oszczekała je gdy przyszły pod nasz płot, na co owce odpowiedziały jej wzmożonym beczeniem oburzenia za takie ich potraktowanie. A potem jakoś owce omijały Kikę siedzącą w ogrodzie, a Kika nie wychodziła z domu (bo czasem dobrze pospać w fotelu), kiedy owce przychodziły pod płot. Owce były też moją fascynacją. Podchodziły ciekawe kiedy wychodziło się za furtkę na ich teren. Nie wiedzieliśmy jak je czasem przywołać, więc eksperymentalnie robiliśmy "bee" coś na wzór Luisa de Funes z jednego z filmów o Żandarmie z Saint Tropes. W końcu "bee" wydawało nam się najbliższe dialektowi owczemu. I owce podchodziły na to nasze "bee". A potem usłyszałam jak je Włosi przeganiają krzycząc: "sio, sio, sio prrrrrr". Niemniej pozostaliśmy przy naszym "bee" :)

Jaszczurki. Takie podobne do naszej zwinki i inne wyglądające jak gekony. Chodziły po murach domu, wchodziły do środka. Regularnie spotykałam małego gekona siedzącego nad wejściem do domu, ale wcale nie od strony zewnętrznej, tylko w środku, w kuchni. Zwinki biegały przy kamiennych tarasach, misach z kwiatami. Kika patrzyła na nie zadziwiona, bo nie wiadomo co z takim stworem zrobić? Zjeść się nie da, bo biegnie za szybko, zaprzyjaźnić też nie bardzo z tego samego powodu (tzn. tego szybkiego przemieszczania się, i to w poziomie jak i w pionie). Patrząc na "naszego" kuchennego gekona myślałam o tych gekonach hodowlanych w terrariach w dalekiej, zimnej Polsce. I jakież ubogie wydawało mi się ich życie, w porównaniu z wolnością toskańskiego gekona biegającego po murach kamiennego domu.

Owady. Oczywiście cykady. W dzień wrzeszczące swoje "cyk, cyk cyk" na piniach, oliwkach i cedrach, a w nocy przechodząc z "cyk, cyk" na "bziiii", coś jak piszczący czajnik, albo setka dzwoneczków przyczepianych do zabawek dla dzieci na Boże Narodzenie. Odwiedziliśmy też piniowy las, gdzie natężenie tego "cyk, cyk" było aż nieznośne. Nie wiem jak ludzie mieszkający w okolicy mogą znosić tyle decybeli nieustannego jazgotu cykad... Ale poza cykadami, były też i inne koniki polne, wielkie, uciekające spod nóg, kiedy się chodziło po trawie.Tak, tak, takie to były wakacje w Maremmie, południowym rejonie Toskanii. Dla Kiki nowy kamienny dom, gaj oliwkowy, po którym mogła do woli biegać, duży zamknięty ogród z przepięknym widokiem. Z wrażenia Kika przestała szczekać na tydzień, mimo, że wieczorami odzywały się okoliczne, wiejskie, włoskie Burki. Ostatnie jej "hau" usłyszeliśmy na postoju w Austrii, kiedy oszczekała sztuczną krowę z cielakiem :) A może nie znała psiego dialektu włoskiego? Dopiero po tygodniu odezwała się do okolicznego jamnikopodbnego Burka, który próbował ją odwiedzić. Oszczekała też coraz bardziej zaciekawione naszą obecnością owce. No bo jak tu szczekać, kiedy na dworze 30 stopni, cykady wrzeszczą, a pańcia z panem karmią pyszną, włoską wołowiną z Maremmy?

data publikacji 13-12-2013

Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja



skomentuj

Witamy na stronie dla tych z Was, którzy chcą zmieniać na lepsze życie zwierząt i ich opiekunów w Polsce.

Strona tworzona przez miłośników zwierząt, której celem jest pokazanie wszystkim, nie tylko opiekunom zwierząt, jak należy z nimi postępować, jak się wobec nich zachowywać. Zachęcająca do tolerancji i promująca zmiany miejsca zwierząt w przestrzeni publicznej, tak aby także ich opiekunom żyło się wygodniej. 

Nasze teksty nie wymagają szybkiego komentarza,  zachęcają do refleksji. Nasze filmy pokazują ludzi, którzy dla zwierząt wiele robią. Staramy się dotrzeć do ciekawych inicjatyw. Pokazywać Fascynatów i Pozytywnych Wariatów. Nasi Eksperci i Czarodzieje mają Kwity na Mity. A Daisy opisuje świat widziany 20 cm od ziemi :-) 

Zapraszamy do wysyłania komentarze emailem na redakcja - publkujemy wszystkie zgodne z naszym Regulaminem

Znajdziesz nas także na  Twitterze, Facebooku i You Tube.

© Copyright 2013 Miliony Przyjaciół All Right Reserved