Przeczytałam z uwagą zeszłotygodniowy tekst Marty Zielińskiej o ZOO i nasunął mi się jeden wniosek - ZOO w swoim obecnym kształcie jest kosztownym i szkodliwym przeżytkiem. Wynalezione zostało w czasach, gdy ludzie niewiele podróżowali i świat trzeba było przywieźć do nich. Największe ogrody zoologiczne powstały wtedy w wielkich miastach potęg kolonialnych, których podróżnicy podbijali świat. Taki większy cyrk. Bierzesz dzieci na niedzielną wycieczkę i za parę groszy zwiedzasz w kilka godzin całą kulę ziemską - od Arktyki po Afrykę.
Gdy w XX wieku obrońcy praw zwierząt zaczęli podnosić argument, że wiele gatunków zwierząt żyje w ZOO w warunkach nie przypominających ich naturalnego habitatu i wręcz się męczy, że spada rozmnażanie się "niewolników", dyrekcje ZOO wpadły na nowy chwyt PR, ogłaszając wszem i wobec, że we współpracy z innymi ogrodami prowadzą walkę o zachowanie zagrożonych gatunków. Konia z rzędem temu, kto mi wytłumaczy, dlaczego Pandę lepiej "ratować" w ZOO, zamiast te same pieniądze wydać na zbudowanie dla nich naturalnego rezerwatu w Chinach - zresztą jest takowy. Podobnie jak polskie żubry mają swój rezerwat w puszczy białowieskiej i żadne chyba światowe ZOO nie chce trzymać polskiego żubra, by go ratować. Argument o ratowaniu i przedłużanie gatunku w "więzieniu" jest więc trochę nadęty.
No dobrze, powiedzą obrońcy ZOO, ale nie wszystkich stać na podróż do Afryki, a do ZOO można iść za kilka złotych i wszystko zobaczyć. Niekoniecznie. Po pierwsze, w ZOO można zobaczyć na odległość, bo dotykanie i karmienie zwierząt oficjalnie jest zabronione. Łamania zakazu często kończą się relacją na pierwszych stronach gazet, że znowu jakiś lew kogoś gdzieś zjadł i musiał zostać zastrzelony. Może ogłosić dla poszukiwaczy adrenaliny, że w obronie zwierząt dyrektor ZOO od tej pory będzie strzelał do tych, którzy lwa prowokują?
W świecie internetu i TV nie trzeba jechać ani do Afryki, ani do ZOO. Wystarczy kupić pakiet telewizji przyrodniczej i zadbać w ten sposób o edukację przyrodniczą dziecka. Wraz z odpowiednim komentarzem o szacunku dla innych mieszkańców planety. Bo niestety, od strony edukacyjnej ZOO sieje spustoszenie w małych głowach i nie rozwiązują tego krótkie opisy, co siedzi w klatce czy biega po wybiegu. Rodzice i tak z lubością pokazują pociechom albo "okropieństwa" czyli krokodyla, albo "milusińskich" czyli np. koalę. I tak rośnie koleje pokolenie niedoinformowanych osobników, dla których zwierząt albo trzeba się bać (więc trzeba zabić jakby co), albo się nimi bawić.
Jak więc wprowadzić ZOO w XXI wiek? Przekształcić je w przestrzeń, gdzie ludzie uczą się współżyć ze zwierzętami i zaczną rozumieć, że musimy sobie nawzajem pomagać, by nasza planeta mogła dalej normalnie funkcjonować. Po pierwsze, należy zrezygnować z żywych eksponatów, odesłać je do ich własnych habitatów, które są już wszędzie na świecie. Można zrobić porządną wystawę multimedialną, która będzie naprawdę uczyła szacunku dla zwierząt zamiast więzienia uczącego co najwyżej litości.
Po drugie, można się skoncentrować na sprawach naszych polskich zwierząt. Stworzyć porządne pogotowie dla ptaków, dobre schronisko dla psów i kotów, prowadzące lecznicę, sterylizację, znakowanie czipami, adopcję, słowem prawdziwe centrum pomocy zwierzętom, gdzie każda klasa powinna przyjść, by nauczyć się empatii wobec zwierząt, które nas otaczają na co dzień.
Po trzecie, zacząć prowadzić programy edukacyjne dla dzieci i społeczeństwa, jak należy dbać o zwierzęta, dlaczego sterylizacja i znakowanie zlikwidują bezdomność i nielegalne hodowle, itd.
Po czwarte, wspaniale zielone przestrzenie można będzie wreszcie wykorzystać na spacer z psem, bo w naszych polskich rosnących miastach o tereny zielone, gdzie można wyjść z czworonogiem, coraz trudniej.
Słowem, można z więzienia zrobić sanatorium dla zwierząt. Podejrzewam również, że taka reorientacja oznaczałaby skoncentrowane w jednym miejscu funduszy przeznaczonych ma zwierzęta, a co za tym idzie ich lepsze wykorzystanie. A są to przecież pieniądze państwowe. Przyznam, że to mnie razi najbardziej, że potrafimy zebrać pieniądze na sympatycznego misia w ZOO, ale na sterylizację kotków z sąsiedztwa już nie, choć o ten problem potykamy się codziennie. Ale jak mawiał Oskar Wilde, najtrudniej zauważyć rzeczy, które mamy przed nosem...
Co z miłośnikami lwów? Wybierzcie się do Afryki na safari, tam będzie prawdziwa adrenalina. Reszty dowiemy się z Wiadomości, kto kogo zjadł i dlaczego.
data publikacji 24-06-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj