Kiedyś mówiło się o “psiej doli” lub “pieskiej sprawiedliwości”. Dziś można zadać sobie pytanie, dlaczego polski wymiar sprawiedliwości ma nadal kłopot ze stosowaniem przepisów karzących za okrucieństwo lub zaniedbanie wobec zwierząt.
Mimo nagłaśniania spraw przez media i wolontariuszy, bardzo często sędziowie nie dopatrują się wysokiej szkodliwości społecznej czynu, nie widzą “ciągłości w czasie” – fakt, pies wyrzucony przez okno leci bardzo krótko, a tego samego psa trudno wyrzucać z okna codziennie, z reguły ginie za pierwszym razem.
Mamy coraz więcej organizacji zajmujących się zwierzętami, media zaczynają poświęcać im coraz więcej uwagi, sejm uchwala nową ustawę, gminy podpisują umowy na wyłapywanie i kierowanie do schronisk psów i kotów, lekarze weterynarii kontrolują skrupulatnie zarejestrowane schroniska i wykreślają z listy te, które miały złe wyniki pokontrolne, a jednocześnie…no właśnie.
Jednocześnie ma internecie można znaleźć artykuły o pewnej pani, która “wydoiła” kilka mazowieckich gmin na ponad 1,5 mln złotych na umowach za wyłapywanie psów, które następnie były gromadzone w wynajętych gospodarstwach rolnych i często pozostawione same sobie. U hyclach “utylizujących” złapane zwierzęta. Co prawda prawo nakazuje gminom dbać o dobrostan zwierząt w schronisku, ale jeżeli schronisko się zamknie a zwierzęta przekaże pod opiekę innemu, to trop się urwie…dosłownie i w przenośni. Można w ten sposób zabić zdrowe psy, bo w schronisku prawo na to nie pozwala.
Kiedy przejrzałam na internecie kilka artykułów dotyczących schroniska w Józefowie, które już od ponad roku przed upadkiem ratują wolontariusze i sponsorzy dobrej woli, i o schronisku w Chrcynnie, które przejęło gminny kontrakt, opadły mi ręce. A gdy przeczytałam w Gazecie Wyborczej, że schronisko potrzebuje 14 tysięcy na prąd i zobaczyłam zbiórkę na Facebooku, sprawdziliśmy szybko z mężem, jaki jest naprawdę dług schroniska. Wystarczył jeden telefon, którego dziennikarz z Wyborczej nie wykonał. Dług za szambo, mięso, lekarstwa razem to kilkadziesiąt tysięcy. A ponieważ schronisku weterynarz zabrał numer, więc gminy umowy z nim przed końcem roku nie podpiszą, więc zabraknie kolejnych kilkudziesięciu. Czyli do bezduszności urzędniczej dezinformacja.
Czy jest wyjście z tego oceanu nieszczęścia? Po pierwsze, trzeba wprowadzić w skali kraju radykalny program sterylizacji. Bez zwracania uwagi na wszystkie brednie o tym, że suka musi raz urodzić. Skończą się dywagacje z uśmiercaniem ślepych miotów, słabych osobników i inne bzdury. Po drugie, trzeba wprowadzić program rejestracji przez weterynarzy wszystkich zwierząt domowych i ich czipowanie. I przekonać sądy, przyjmujące skargi obywateli przeciwko miastom próbujących wprowadzić obowiązek czipowania, że nie jest to zamach na ich wolność osobistą, bo skoro trzeba zarejestrować motocykl, to na pewno trzeba psa. Po trzecie, trzeba się wziąść za nielegalne hodowle i nielegalny obrót zwierzętami. Ministerstwo Finansów szukające wpływów do budżetu ma tu pole do popisu! Po czwarte, trzeba przekonać te same sądy, by na poważnie zaczęły traktować temat okrucieństwa wobec zwierząt. Pozwalając na publikację danych osobowych sprawcy. Na zakaz dla niego posiadania jakichkolwiek zwierząt.
Kilka myśli rzuconych na szybko. Ale może Wy macie jakieś pomysły? Może uda się nam zrobić coś razem?
data publikacji 12-11-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj