A miało być tak pięknie. Poznańskie osiedle, mieszkanie z prawie panoramicznym widokiem na miasto (bo 15 piętro), pod domem trawniczki, drzewa, pierwszy pies w domu i... "Boje się, że mój pies się otruje, to jeszcze szczeniak!"-opowiada mi znajoma A.
Zjechać z 15 piętra z psem na spacer się nie da, bo w windzie w najlepszym razie współmieszkańcy patrzą wilkiem (ludzie patrzą wilkiem na psa, a nie pies na ludzi). W gorszym razie agresywnie werbalizują obawy odnośnie bezpieczeństwa jazdy z dużym psem (co z tego, że szczeniak) w małej windzie. No bo przecież wiadomo, psy w ograniczonej przestrzeni rzucają się na człowieka. Przecież media co jakiś czas karmią nas takimi historiami o krwiożerczych bestiach. A w takim bloku, to w każdej dziupli jest telewizor a w nim karma dla spragnionych wrażeń.
Można zejść po schodach. Ale wtedy nie zawsze szczeniak zdąży zejść wysiusiać się pod domem, więc pozostaje ścieranie plam z klatki schodowej. Ale nie wszyscy ścierają. W takim 15 piętrowym molochu są właściciele psów, co zostawią na klatce to i owo co pies z siebie wypróżni. A czy to potem wiadomo, kto to zostawił? Co robi więc współbrat blokowy? Okolicznym mieszkańcom co mają psy zostawia na ścianie pod ich drzwiami elaboraty co o nich myśli. 10 właścicieli, 10 tekścików-epitecików pod drzwiami, wyrytych długopisem, albo sprayem najlepiej. A, że tylko jeden z tych właścicieli nie sprząta po swoim psie? Komu chciałoby się patrzeć który to i takiego szukać? W końcu wiadomo, obowiązuje odpowiedzialność zbiorowa.
Jak już się w końcu zejdzie pod blok, to pies próbuje się wysikać lub kupę zrobić na pobliskim trawniku, bo w okolicy innych miejsc do psiego sikania nie ma. No i znowu część właścicieli posprząta po psie, a część oleje ( w przenośni, nie dosłownie) psie ekskrementy. Więc co robią współbracia blokowi aby psy pod blok nie chodziły? Zostawiają tam zatrute jedzenie! Piesek zje i po piesku, święty spokój.
Jeśli nie trawnik pod blokiem to może wybieg dla psów? Nawet są takowe. Co z tego, kiedy na psim wybiegu w Poznaniu, w okolicach jeziora Rusałka też trują psy. I to od jesieni 2011 roku. Straż miejska sprawą się nie zajęła (nie znaleźli już podrzuconego jedzenia, bo wcześniej je psiarze wyzbierali) i odesłała zaniepokojonych psich właścicieli do Sanepidu na badania znalezionego żarcia. A, że kilka psów podtrutych trafiło do weterynarzy...
No więc co zrobić z psem, który chce żyć sobie spokojnie i wesoło z kulturalnymi właścicielami (czyli takimi co sprzątają po swoim psie i nie puszczają go luzem pod blokiem) na osiedlu? - pyta mnie A.
Można go wyszkolić, aby nie ruszał niczego z ziemi, ale A. ma jeszcze szczeniaka, który edukacje ma dopiero przed sobą. A pewnie i szkolenie też nie zawsze pomoże. Znany jest w Polsce przypadek psa - przewodnika, który też został otruty. Odratowano go, ale pies oślepł.
Można się wyprowadzić, ale nie każdego stać na własny domek z ogródkiem. Choć i wtedy pewności, że pies nie zostanie otruty, też nie ma. Mało to przypadków podrzucania trutek przez sąsiadów, bo pies szczeka, bo nie lubi czyjegoś kota, bo się ma porachunki z sąsiadem, bo się sąsiadowi czegoś zazdrości, bo się za dużo wypije, bo...
Każdego z nas coś wkurza, każdy z nas ma różne napięcia i stresy, ale nie każdy sięga po najbardziej prymitywny sposób radzenia sobie jakim jest odreagowanie przez działanie. A jak człowiek nie stara się inaczej radzić sobie z życiowymi napięciami i wkurzeniami, to jak nie walnie komuś w ryj, albo wysmaruje epitety na ścianie, to podłoży trutkę psu, bo nie lubi właściciela psa. Przerażające dla mnie jest jeszcze to, że tak wiele osób poza tym, że nie wie jak inaczej odreagować wkurzenie (niż działając), to wybiera jeszcze takie działania które są nieakceptowane społecznie. I mam też niestety wrażenie, że te aspołeczne zachowania jakoś rzadko są wykrywane i karane przez nasze służby porządkowe i sądy. A może się mylę? Oby...
Dlaczego o tym piszę? Bo marzy mi się dojrzałe społeczeństwo, w którym „psiarze” odpowiedzialnie podchodzą do swoich psów (np. sprzątają po nich, nie spuszczają w miejscach niedozwolonych, zapewniają psom zajęcie, aby pies nie szczekał cały dzień sąsiadom za ściany) i nie prowokują „nie psiarzy” do niepotrzebnej agresji. Marzy mi się, aby rodziny miały dla siebie czas, a wychowanie opierało się na więzi i uczeniu jak radzić sobie konstruktywnie ze stresami, a nie tylko na posłuszeństwie i władzy. Marzy mi się aby służby porządkowe nie tylko wystawiały mandaty, ale też pomagały ludziom. Marzą mi się media nie szukające niezdrowych sensacji, wywołujące nieuzasadnione lęki, tylko edukujące i rzetelnie informujące. I jeśli ten wpis skłoni kogoś do refleksji nad swoim zachowaniem i zainspiruje do konstruktywnej zmiany, to te marzenia będą już bliższe realizacji.
data publikacji 22-10-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj