Zdziwić by się można, ile człowiek jest w stanie zrobić dla swojego pupila. Jedni kupują ukochanym zwierzętom akcesoria, za ceny których można by wykarmić pół schroniska, inni fundują czworonogom wizyty w spa, przepisują na nie spadki i robią rzeczy, które obdarowywany w gruncie rzeczy ma w zadniej części ciała. A to dlatego, że nie jest on w stanie ocenić wartości tych przedmiotów. Liczy się kochający właściciel, pełny brzuszek i kąt do spania. Jednak ludzie czerpią przyjemność z robienia prezentów swoim podopiecznym. Inna sprawa, że czasem są one przesadzone.
Zgoła odmienną kwestię stanowią przypadki będące dążeniem do udogodnienia ludzko-zwierzęcych warunków życia. Niektórzy dokonują wyborów, które pierwszej niewtajemniczonej osobie z brzegu wydałyby się wręcz nienormalne. Tak było w przypadku dobierania samochodu przez moją rodzinę właśnie pod psa. Cóż, nasza wysłużona sjena była zbyt mała na przewożenie wygodnickiego Cielaka wraz z pięcioosobową rodziną i drugim psem, przy wypchanym tobołkami bagażniczku. I nam było niewygodnie, i Młodej. Tak wykorzystaliśmy okazję do zmiany samochodu na poszukiwania odpowiednio dużego, na miarę naszej pokręconej familii. Pozostało jednak kilka pytań do wyjaśnienia, a najważniejsze z nich brzmiało: jak czterołapy zareagują na taką zmianę? Jak się później okazało, nader pozytywnie.
Jako że moje psy błyskotliwie skojarzyły podróż autem z możliwością wyszalenia się na wsi, przy wejściu na parking przyspiesza im tętno. Piski, szaleństwa i tym podobne dziwy. Brak starej sjeny nie wywarł na nich wrażenia, teraz szczerzyły się do nowego nabytku, jakby znały go od dawna. Tym razem czekała je jednak znaczna zmiana. Zamiast przy tylnych siedzeniach, zostały posadzone w bagażniku. Gudi chętnie do niego wskoczyła i przez całą podróż zachowywała się niesamowicie grzecznie. Miejscówka jej przypasowała. Amstaffica mogła wreszcie wyciągnąć cielęce nogi, nie sprawiając dyskomfortu sobie i współpasażerom. Ruter natomiast łaził po całym tyle, wyglądając przez okna i ziejąc mi w tył głowy. Gdy został z suką sam w czasie postoju, urządził sobie wycieczkę po całym samochodzie. Podrapał w tym czasie nieznacznie jedną z szyb i przesiadł się na przednie siedzenia, zostawiając po sobie kłaki, piach i mokre ślady języka na pokrowcach. No tak, sznaucer panem sobie i swemu mechanicznemu rumakowi.
Gdy człowiek decyduje się na zwierzęcego towarzysza, musi rozpatrzyć, jak będzie wyglądało jego późniejsze życie, co trzeba w nim zmienić. Nie tyczy się to wyłącznie wychodzenia na spacery czy konieczności kupowania karmy. Dobrze jest mieć tę świadomość, by wspólne życie nie stało się powodem do zmartwień. Chwila zastanowienia i poszukiwanie rozwiązań mogą zdziałać cuda.
data publikacji 05-08-2014
Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja
skomentuj